Za przykład cierpliwości weźcie…

homilia – piątek VII tygodnia okresu zwykłego, 25 lutego 2022
Jk 5, 9-12; Ps 103 (102), 1b-2. 3-4. 8-9. 11-12; Mk 10, 1-12

W pierwszym odruchu chciałem się dziś zatrzymać przy psalmie, którym się modliliśmy w liturgii i zachęcić do wychwalania Pana, który jest miłosierny, mając w pamięci dobrodziejstwa, które w tych dniach (i nie tylko) stały się naszym udziałem. Psalmista uwielbia Boga, który odpuszcza jego winy i leczy choroby, zajmuje się więc i duszą i ciałem. A potem modli się: „On wydobywa mnie z fosy, to znaczy z grobu” (słyszeliśmy: „On twoje życie ratuje od zguby”). Bóg w swoim miłosierdziu nie tylko przywraca do życia, ale chce życia w pełni. W działaniu inspirowanym przez miłosierdzie nie ustanie aż uwieńczy, aż ukoronuje swoje dzieło łaską i zmiłowaniem. Przywołujmy obraz z budowy, kiedy po zakończeniu jakiegoś etapu prac czy całej budowy, robotnicy sporządzają „wiechę”, co jest również okazją do świętowania. Bóg nie poprzestaje na wyciągnięciu nas z grobu, ale kontynuuje swoje dzieło w nas aż je ukoronuje, jak wiechą, łaską i miłosierdziem.

Dotarło jednak do mnie, że w dzisiejszych czytaniach jest coś, od czego uciekam. Zaczęły zwracać moją uwagę powtarzające się słowa: „cierpliwość” i „wytrwałość” (gr. „makrothymia” i „hypomone”). W liturgicznym lectio continua listu św. Jakuba zostały pominięte trzy wersety. A kontekst odczytanego dziś fragmentu jest następujący: Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka cierpliwie [wytrwale] na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie” (Jk 5, 6-8; trzy razy występuje w tym fragmencie grecki czasownik „makrothymeo”). A przed chwilą słyszeliśmy: „Za przykład (…) cierpliwości weźcie, bracia, proroków, którzy przemawiali w imię Pańskie”. Nie będziemy tu analizować doświadczenia czterech proroków mniejszych i dwunastu mniejszych, czy jeszcze wielu innych. Przypomnijmy tylko Izajasza, którego orędzie nie zostało jakoś powszechnie przyjęte za jego życia, ale odkryte zostało, albo było odkrywane i doceniane dopiero po wiekach w trakcie niewoli. Innemu wielkiemu prorokowi, Jeremiaszowi, przyszło w udziale upominanie, przestrzeganie… Służyło ono, oczywiście, w procesie okazania przez Boga miłosierdzia ludowi, ale trudności stawały się dla proroka pokusą do porzucenia misji, bo ludzie nie chcieli słuchać tego, co mówił. Św. Jakub zaprasza nas: „Za przykład (…) cierpliwości weźcie, (…), proroków, (…)”.

W psalmie słyszymy wyznanie, że Bóg jest „nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy”. Wystarczyłoby to jedno słowo „cierpliwość” (gr. makrothymia”), żeby wyrazić napięcie, które jest w Bogu czy w nas. Gr. „thymos” może oznaczać pasję, namiętną tęsknotę; ale może również oznaczać gniew, złość czy nawet wściekłość. Człowiek cierpliwy to nie jest ktoś, kto sobie błogo żyje, ale ktoś, kto w zetknięciu z trudnymi wydarzeniami doświadcza makro-gniewu, makro-złości czy makro-wściekłości wobec grzechu czy trudnej rzeczywistości, a równocześnie jak Bóg, bo On jest dla nas wzorem i punktem odniesienia (trzeba pamiętać, że obrazy gniewu Boga to antropopatyzmy, którymi jak z pomocą antropomorfizmów, próbujemy opowiedzieć Boga w obrazach znanych z doświadczenia człowieka), żyje makro-pasją, makro-namiętną tęsknotą za grzesznikiem. W cierpliwości nie ma bagatelizowania problemów (ów makro-gniew na to nie pozwala), ale jest zdolność wzniesienia się ponad i zmagania się o dobro w drugim człowieku. Jan Paweł II zaznaczył w encyklice o miłosierdziu: „A nawet, gdy Bóg rozgniewany niewiernością swojego ludu chce z nim ostatecznie zerwać, wtedy litość i wspaniałomyślna miłość do niego przeważa nad gniewem (por. Oz 11, 7-9; Jr 31, 20; Iz 54, 7 n.) (Dives in misericordia, 4). Jest więc gniew wobec grzechu, który wręcz mógłby wywoływać odruch, że nie chce się mieć nic wspólnego z grzesznikiem, ale jest też miłość przeważająca nad gniewem. Nie czas teraz, by szeroko to rozwijać, ale w Starym Testamencie widzimy najpierw Boga, który przeżywa gniew, nad którym przeważa miłosierdzie, a potem Mojżesza, przeżywającego gniew, nad którym przeważy jego miłość do ludu. Gniew Mojżesza wyrazi się w roztrzaskaniu kamiennych tablic, a jego miłość, - nawet po „prowokacji” ze strony Boga tych ludzi wyniszczy, a da mu innych -, sprawi, że Mojżesz zaprotestuje: „Nie czyń tak, Boże, bo ktoś mógłby sobie pomyśleć, że nie jesteś w stanie doprowadzić tego ludu do dojrzałości, do Ziemi Obiecanej”.

U progu swojego pontyfikatu Benedykt XVI mówił: „Cierpimy z powodu cierpliwości Boga. Tymczasem wszyscy potrzebujemy Jego cierpliwości. Bóg stał się barankiem, mówi nam, że świat jest zbawiony przez Ukrzyżowanego, a nie przez tych, którzy krzyżują. Świat jest zbawiany dzięki Bożej cierpliwości, a niszczony przez ludzką niecierpliwość. Ileż cierpliwości jest w Bogu i niecierpliwości we mnie! Ileż Bóg ma cierpliwości, dzięki której jesteśmy budowani/odbudowywani i ile w nas jest niecierpliwości, w konsekwencji której potrafimy wszystko i to szybko utracić. Nie rozwodząc się chcę przytoczyć dwie myśli, które bł. Franciszek Jordan zapisał w swoim dzienniku duchowym, a które mogą i nam pomóc. Pierwszą intuicję wynotował z książkowej pomocy do rozmyślania autorstwa włoskiego jezuity, Paolo Segneriego: „Niekiedy czynisz wiele i tracisz to od razu, ponieważ brakuje ci cierpliwości” (DD I/100). Nieco później notuje zdanie z książeczki „O naśladowaniu Chrystusa”, która na przestrzeni wieków kształtowała wielu: „Stopniowo i z wielką cierpliwością zwyciężysz pokusy z pomocą Bożą raczej niż dzięki niepohamowanej własnej surowości” (DD I/126). Zwyciężysz pokusy, stopniowo i dzięki cierpliwości, a nie dzięki własnej surowości.

Drugie słowo, które mnie dziś zatrzymuje to „wytrwałość”. Św. Jakub pisze: Oto wychwalamy tych, co wytrwali. Słyszeliście o wytrwałości Hioba i widzieliście końcową nagrodę [gr. telos] za nią od Pana; bo Pan pełen jest litości i miłosierdzia (w. 11: czasownik „hypomeno” i rzeczownik „hyponome”). Tu akcent pada na wytrwanie, na trwanie pod presją czy ciężarem. Poruszony wspomnianymi słowami zacząłem się przyglądać w jakim kontekście one występują. Słyszymy: „Trwajcie cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana”. Św. Jakub koncentruje nas nie na trudnościach, ani na znoszeniu ich, ale na przyjściu Pana. W kolejnym zdaniu słyszymy: „rolnik czeka cierpliwie na cenny plon ziemi…”. Oczywiście, że są trudności, on jednak ich nie kontempluje, ale czeka na owoc, cierpliwie czeka na deszcz, na łaskę, która umożliwi owocowanie. Dalej apostoł zachęca: „Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze…”. Czym mamy umocnić nasze serca? Tym, że „przyjście Pana jest już bliskie”. Nawet w kontekście wytrwałości Hioba, o której słyszeliśmy, akcent pada na: „widzieliście końcową nagrodę za nią od Pana”. Ta nagroda jest określona słowem „telos” (gr.). Mamy się skupić na kontemplacji celu, na kontemplacji tego, do czego Hioba doprowadziła jego wytrwałość. To przypomina słowa Jana Pawła II z adhortacji o Kościele w Europie: „zwycięstwo Chrystusa już się dokonało i jest definitywne” (n. 5) oraz, że prześladowany Kościół Boży „zmaga się ze złem i grzechem, ale równocześnie ma prawo cieszyć się zwycięstwem, bo jest w rękach Tego, który już zwyciężył zło” (n. 6). Ostatnie słowo należy do Boga, choć w drodze możemy doświadczać cierpienia, porażek, strat.

Bł. Franciszek Jordan w czasie jednej z kapituł domowych (16 czerwca 1899) mówił o cierpliwości (patientia) i wytrwałości (perseverantia): „Nawet gdybyście mieli ponownie upaść, powstawajcie na nowo jak mrówki, aż usuniecie błąd”.[1] Kontynuując przywołał m.in. słowa z księgi Machabejskiej: „Trudności nie powinny nas zniechęcać, lecz właśnie wtedy powinniśmy ćwiczyć się w wytrwałości i cierpliwości, będąc jak Rzymianie: romani obtinuerunt orbem patientia. Pamiętajcie: Rzymianie podbili świat dzięki cierpliwości, wytrwałości, stałości, uporowi”. Wreszcie przestrzegał: „Kiedy tylko przejmiecie jakieś dzieło apostolskie, które przynosi piekłu szkodę, a ludziom pomoc, spotkacie się z trudnościami. Zwłaszcza w przypadku wielkich dzieł może być tak, że będziecie sądzili, iż wszystko jest stracone, i tak samo będą myśleć inni, podobnie jak sądzono na Górze Golgoty, kiedy Bóg-człowiek umierał na krzyżu. Ale potem poznano, że był On Bogiem. A zatem w waszej przyszłej pracy nie zniechęcajcie się, nawet jeśli w jakimś miejscu mielibyście pracować pięć czy sześć lat, nie widząc owoców – wytrwajcie! Cierpienie, praca, trud i cierpliwość przyniosą owoce!.

I jeszcze nawiążmy do Ewangelii. Rozpoczyna się ona od pytania: „czy wolno, czy jest dozwolone, czy to uchodzi, czy to wypada…?”: „czy wolno mężowi oddalić żonę?”. Kierunek, w jakim idą pytający, to kierunek w dół. Chcą obniżenia wymagań. Jezus odpowiadając idzie w górę. Napięcie, które dostrzeżemy w tym spotkaniu faryzeuszy z Jezusem, możnaby określić tak. Czy mamy pisać Ewangelię lub jej interpretacje takie, żeby uczynić Ewangelię nieco łagodniejszą, nie tak wymagającą? Czy mamy dostosować Ewangelię do naszej rzeczywistości? Czy też mamy zacząć pisać swoje życie według Ewangelii coraz radykalniej zachowywanej? A co to znaczy, że Ewangelię mamy coraz radykalniej zachowywać? To znaczy, że zakorzeniamy się mocniej w niej. Bo słowo „radykalizm” pochodzi od łacińskiego „radix”, czyli korzeń. A Ewangelia nie jest jedynie jakimś zbiorem przykazań, ale zawiera w sobie ożywiającą wodę Ducha Świętego, który to Duch pomaga nam swoją łaską realizować to, co jest wymaganiem Ewangelii. Drzewo, które zapuszcza korzenie ku tej wodzie Ducha, ku strumieniowi łaski Bożej; drzewo mocno zakorzenione, - po wichurach, które towarzyszyły nam w tych tygodniach, to widzimy -, ma większą szansę, by przetrwać podmuchy wichrów, wichrów idei…

W zakorzenieniu się w Ewangelii chodzi o to, by pamiętać o Źródle, o Bogu. Jezus diagnozuje chorobę, która toczy ludzi. Jest nią zatwardziałość serca (gr. „sklerokardia”). Jeśli serce nie pamięta o Bogu, który jest miłosierny od zawsze i na zawsze, to szybko twardnieje. Wcześniej w liście św. Jakuba była mowa: „umacniajcie serca wasze”, ale to trzeba odróżnić od stwardnienia serca. Umacniamy serce przez pamięć o Bogu, który jest Miłosierny od zawsze i na zawsze; w wyniku niepamięci natomiast serce twardnieje. Jezus zwraca uwagę: „Na początku tak nie było…”. Zachęca, by wrócić do początku, a tam spotykamy Stwórcę, który z niczego potrafi wyprowadzić coś, działając z miłosierdzia. W ten sposób na zakończenie rekolekcji uwrażliwiani jesteśmy na perspektywę, którą odkrywaliśmy w tych dniach. Życie Dawida jest wpisane w historię jego rodu i narodu, ale również w perspektywę, która wykracza poza doczesność: wieczność Boga. Pamiętając o początku i celu mogę oprzeć się na Bogu, który jest Alfą i Omegą, i w Nim się zakorzenić.

I na koniec. List rozwodowy to w języku greckim: „bibion apostasiou”. Co to jest list rozwodowy? To „księga odstępstwa”. Dramatem jest nie tylko odstępstwo od współmałżonka, ale zawarte w nim odstępstwo od Boga, który był gwarantem tego, że ze współmałżonkiem można tworzyć jedność. Dlaczego Hiob jest tak wytrwały? Bo ciągle pamięta o Bogu. To łatwo się mówi, a przecież dramat, który stał się jego udziałem, był wielki. Jego żona przeżywa ten dramat zupełnie odmiennie od Hioba. Zakorzenienie w Bogu czyni nas stabilniejszymi.

 PSz

[1] Życie duchowe nasze nie składa się jedynie z sukcesów. Są w nie jakoś wpisane również upadki. Przy końcu rekolekcji lectio divina z Dawidem skorzystajmy z intuicji, która była ważna i dla młodego Jana Chrzciciela Jordana, późniejszego założyciela rodziny salwatoriańskiej i błogosławionego, że „…różnica między tymi, którzy zostaną uratowani, a tymi, którzy idą na zatracenie, polega mianowicie nie na tym, że jedni grzeszą, a drudzy nie, lecz na tym, że jedni ostatecznie przyjmują napomnienie i wynagradzają błąd, jak Dawid, a tamci jednak odrzucają je jak Saul…” (DD I/86).