Droga życia-owocowania i...

homilia – poniedziałek 30. tygodnia okresu zwykłego (rok II), 24 października 2022
Ef 4, 32 – 5, 8; Ps 1, 1-2. 3. 4 i 6; Łk 13, 10-17

Rozpoczynając rekolekcje modlimy się w liturgii psalmem pierwszym: „Szczęśliwy człowiek, który (…) w Prawie Pańskim upodobał sobie i rozmyśla nad nim dniem i nocą. On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc we właściwym czasie” (Ps 1, 1a. 2-3). To upodobanie w słowie Boga nie jest uczuciem ani chwilowym doświadczeniem. Rozciąga się na całą dobę, na całe życie. Fakt, że to nie jest uczucie czy coś na chwilę, ale stała postawa, podkreślił św. Hieronim w Vulgacie, tłumacząc to zdanie: „(…) in lege Domini voluntas eius (…)”; za nim poszedł ks. Jakub Wujek SJ: „(…) w zakonie Pańskim wola jego (…)”. W ten sposób jesteśmy podprowadzeni, aby podjąć decyzję czy ponowić kiedyś podjętą decyzję – związaną z czasem ćwiczeń rekolekcyjnych, ale nie tylko z tym czasem –, że chcemy w centrum naszych rekolekcji i w centrum naszego życia postawić rozważanie słowa Bożego. Ważne jest to, że podejmuję decyzję, że chcę rozmyślać nad słowem Boga, które jest prawem Pańskim dla mnie i że chcę czynić to „dniem i nocą”, zawsze.

Człowiek szczęśliwy „rozmyśla nad prawem Pańskim dnie i nocą”. Dla nas rozmyślanie to czynność umysłu, ale dla Hebrajczyka to jakby przeżuwanie, mruczenie czy mamrotanie, powtarzanie (hebr. „jaga”). W Septuagincie ta czynność została oddana czasownikiem gr. „meletao”, tj. rozmyślać, mieć staranie, opiekować się starannie, w którym to czasowniku ukryty jest rzeczownik gr. „meli”, tj. miód. Rozmyślając mamy tak zatrzymać słowo Boga w nas i tak się nim zaopiekować, aby wydobyć z niego miód. Jak tu nie przypomnieć doświadczenia proroka Ezechiela, który z polecenia Boga miał „zjeść” zwój Pisma: „Synu człowieczy, nasyć żołądek i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem” (Ez 3, 3); miał wziąć sobie do serca i włożyć do uszu słowa Boga: „Synu człowieczy, weź sobie do serca wszystkie słowa, które wyrzekłem do ciebie, i przyjmij je do swoich uszu!” (Ez 3, 10). „Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód” (Ez 3, 3). Ale jego doświadczenie po zjedzeniu zwoju wcale nie było jedynie słodkie. Słowo umocniło go, owszem, ale również ujawniło jego zgorzknienie: „A duch podniósł mnie i zabrał. I poszedłem zgorzkniały, z podnieceniem w duszy, a mocna ręka Pańska spoczywała nade mną” (Ez 3, 14). Podobne doświadczenie miał św. Jan, autor Apokalipsy, który usłyszał zaproszenie: „Weź i połknij ją [książeczkę], a napełni wnętrzności twe goryczą, lecz w ustach twych będzie słodka jak miód”. Kiedy zrobił, co mu polecono, i tak opowiedział swoje reakcje: „I wziąłem książeczkę z ręki anioła i połknąłem ją, a w ustach moich stała się słodka jak miód, a gdy ją spożyłem, goryczą napełniły się moje wnętrzności” (Ap 10, 10). Rozmyślanie nad prawem Pańskim, rozważanie słowa Bożego, jest pożywne, umacniające, ale również konfrontujące. Ujawnia również nasze zgorzknienie, rozczarowanie… albo niespójność naszego życia z prawem Bożym, stąd gorycz.

W centrum czasu rekolekcji jest nasze „rozmyślanie nad prawem Pańskim”, nasza osobista modlitwa. Najważniejsze rzeczy na rekolekcjach dzieją się pomiędzy konferencjami, pomiędzy wprowadzeniami do modlitwy, w czasie naszej osobistej rozmowy z Panem. Słowo rekolekcjonisty, moje słowo…, oby pomagało! Jest takie zdanie w liście św. Pawła do Efezjan, które jednak wstrząsa mną, rekolekcjonistą: „Niech was nikt nie zwodzi próżnymi słowami…” (dosł. „pustymi słowami”, gr. „kenoi logoi”). O. Raniero Cantalamessa mówił kiedyś: „wyobraźmy sobie jednak, co spotkałoby oddział strażaków, który przybyłby ugasić pożar, ale po przybyciu na akcję zorientowałby się, że w zbiornikach wozów nie ma ani kropli wody. Tak jest z nami, gdy biegniemy głosić kazania, nie modląc się. Nie brakuje słów, wprost przeciwnie, im mniej się modli, tym więcej się mówi, lecz są to słowa puste, które nie poruszą niczyjego serca”.[1] W tej perspektywie możemy zobaczyć również doświadczenie rekolekcji, po którym przecież wrócimy do posługi. Człowiek, który rozmyśla nad prawem Pańskim jest „jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc we właściwym czasie”. Wydaje owoc „en kairo autou” (gr.), w czasie zbawiennym, pomyślnym dla niego i dla innych.

I ostatni wątek. W Ewangelii słyszymy o Jezusie, który spotyka i uzdrawia kobietę, która „od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona [dosł. ‘zgięta’] i w żaden sposób nie mogła się wyprostować [dosł. ‘odgiąć’]. Osiemnaście lat pochylenia, zgięcia… i w pewien szabat Jezus powiedział do niej słowo: „Niewiasto, jest wolna od swej niemocy”, włożył na nią ręce, a ona „natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga”. Pewien szabat w synagodze okazał się dla niej czasem pomyślnym, gr. „kairos”. Uzdrowił ją Jezus, w którym spełniło się słowo: „Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On niezachwianie przyniesie Prawo” (Iz 42, 3), a św. Mateusz dopowie: „aż zwycięsko sąd przeprowadzi” (Mt 12, 20). Dlaczego jej cierpienie trwało osiemnaście lat? Bo wcześniej nie spotkała Jezusa? Bo nie chciała się wyprostować, nie miała „woli”, żeby się wyprostować? Bo zabrakło jej „chcę”? A może zawsze chciała sama, a nie prosiła Boga? A może dopiero teraz nadszedł czas stosowny. Pomyślałem sobie, że próba „odginania” tej „zgiętej” kobiety wcześniej, że próba prostowania jej wcześniej skończyłaby się jej złamaniem. Bądźmy cierpliwi i czujni, co Jezus chce w nas uleczyć w czasie tych dni? Wejdźmy z ufnością w modlitwę, bo kto „rozmyśla nad prawem Pańskim dniem i nocą, jest jak drzewo (…), które wydaje owoc we właściwym czasie”.

 PSz

[1] Raniero Cantalamessa OFMCap, Twoje słowo daje mi życie, Wrocław 2009, s. 48.