Wstała... i zaniosła Boga swojej krewnej

homilia – uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 15 sierpnia 2022
Ap 11, 19a; 12, 1. 3-6a. 10ab; Ps 45, 7. 10. 11-12. 14-15; 1 Kor 15, 20-26; Łk 1, 39-56

„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy”. Gdyby sięgnąć do tekstu oryginalnego Ewangelii napisanej przez św. Łukasza opowiadanie, którego przed chwilą słuchaliśmy w liturgii i które jest słowem Boga na dziś dla nas, rozpoczyna się od imiesłowu „wstawszy…” (gr. anastasa…”). „Wstawszy zaś Maryja w tych dniach poszła…”. Wstała… i poszła. Zadałem sobie proste pytanie: Co sprawiło, że wstała? Co wprawiło Ją w ruch? Cofnijmy się do wydarzenia Zwiastowania. Archanioł Gabriel przekazał Jej informację: „A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 36-37). Słowo Boga, które przekazał Jej archanioł, poruszyło Ją i ruszyło Ją z miejsca. To słowo, które wybrzmiało w Jej dialogu z Bożym posłańcem, można potraktować jako inspirację wewnętrzną, która wprawiła Ją w ruch. Z drugiej strony okoliczność zewnętrzna, o której się dowiedziała, że Jej krewna, Elżbieta, mogłaby potrzebować Jej obecności i Jej pomocy, sprawiła, że wstała. To prosty sygnał w kwestii rozpoznawania na co dzień woli Bożej: ważna jest spójność wewnętrznego poruszenia, które mamy i okoliczności zewnętrznych. W bieżącym roku próbując odkryć to, czego nasz założyciel, bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan, uczył się od świętych, odkryłem w jednej z biografii św. Wincentego a Paulo, informację, że „był to święty o nadzwyczajnym poczuciu realizmu. Powtarzał, że pewne sprawy ‘zna z doświadczenia’, że biednych ‘widział’. Swoich podstawowych wyborów życiowych, początków swoich wielkich dzieł nigdy nie uzasadniał jakimiś ‘natchnieniami’. Żywił kult dla woli Boga, ale uznawał ją nie wtedy, gdy ujawniała mu się w misterium modlitwy, lecz gdy przemówiła doń z jakiegoś zewnętrznego wydarzenia. Tak na przykład impuls do zakładania nowego domu Zgromadzenia Misji uznawał za zesłany z niebios dopiero wówczas, gdy miał dowody, że inicjatyw w tym kierunku wyszła od jakiejś ‘władzy’”. Jak twierdził autor biografii św. Wincentego: „Idea jakiegoś przedsięwzięcia rodziła się zawsze u niego z drobnego, konkretnego wydarzenia, wskazującego na takie czy inne zło moralne lub społeczne. Do działania skłonić go mogło tylko doświadczenie, ale nie wyobraźnia”. Jedną z charakterystycznych i najczęściej przez powtarzanych zasada duchowych było: „nigdy nie uprzedzać Opatrzności Bożej, zawsze pozwalać się jej prowadzić”.[1]

Słowo „wstała” sprowokowało mnie do poszukiwań, sprowokowało do sięgnięcia do tych historii opowiedzianych w Ewangeliach, gdzie ono występuje. Św. Marek Ewangelista opowiada, że po intensywnej posłudze w Kafarnaum, gdzie uzdrowił wielu, Jezus „nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, WSTAŁ, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił” (Mk 1, 35). Tu dotykamy tego momentu, gdy wstajemy, by klęknąć do modlitwy porannej czy wieczornej, gdy wstajemy od czegoś, by udać się na Eucharystię… Czy to rzeczywiście tak jest, że wstajemy i idziemy na modlitwę czy Eucharystię, czy też wybieramy się długo, ociągamy, odkładamy… Ewangeliści synoptyczni, - święci Marek, Mateusz i Łukasz -, użyją czasownika „wstać”, aby opisać to, co robi Mateusz w odpowiedzi na zaproszenie Jezusa: „Pójdź za Mną!”. On, celnik, wcześniej jakby przyklejony do cła, wstał i poszedł za Jezusem (zob. Mk 2, 14; Mt 9, 9; Łk 5, 27). A nieco wcześniej Jezus odpuścił grzechy paralitykowi i uzdrowił go, a tamten „wstał” i poszedł do domu wielbiąc Boga (Łk 5, 25). I ostatnia sytuacja, którą chcę się podzielić. Jezus przyszedł do domu Szymona Piotra, gdzie zastał leżącą w gorączce jego teściową. Uzdrowił ją, a ona „wstała” i usługiwała im (Łk 4, 38-39). Ale przede wszystkim, trzeba przypomnieć, że Ten, który „wstał”, to Zmartwychwstały. Kiedy Jezus wstaje i idzie na modlitwę, otwiera się na życie, które jest w Ojcu i które będzie Mu komunikowane w doświadczeniu modlitwy. Kiedy czy to paralityk czy to Mateusz wstają, to widzimy w nich kogoś dotąd leżącego czy zasiedziałego, kto odtąd może chodzić, może chodzić wielbiąc Boga, może chodzić doświadczając pełni życia. Maryja wstała i poszła, by pomóc Elżbiecie, by jej usłużyć, a teściowa Szymona Piotr uzdrowiona, wstała i usługiwała. Owe „wstał” czy „wstała” owocują nie tylko pełnią życia naszego, ale też posługą wobec kogoś, kto jej potrzebuje.

Drugi sygnał, który dziś mnie zatrzymuje. Wśród wielu cech charakterystycznych Ewangelii wg św. Łukasza jest i ta, że pisał ją, aby formować ewangelizatorów. On, towarzysz podróży misyjnych św. Pawła, tak spisał Ewangelię, że wiele w niej dzieje się w drodze. Formacja chrześcijańska dzieje się w drodze. Z tej perspektywy Maryję w wydarzeniu nawiedzenia Elżbiety możemy zobaczyć jako wzór ewangelizatora. A pierwsze, i najważniejsze jest to, że Maryja niesie Boga. Oczyma ciała Jezus, dziecko poczęte, którego niesie, jest niedostrzegalny, ale Duch Święty pomaga Jego obecność „wyczuć” innemu dziecku poczętemu, Janowi, synowi Elżbiety, który w jej łonie się poruszył (choć określenie: „poruszył się” jest bardzo religijnie poprawne, bo on nawet „podskoczył” czy „zatańczył”). Nie ma większego daru, który możemy innym przynieść, niż Bóg! Od dawna porusza mnie to, że św. Łukasz nie przekazuje nam słów pozdrowienia, jakie Maryja wypowiedziała; wspomina jedynie, że pozdrowiła Elżbietę i że na głos tego pozdrowienia dziecko w łonie Elżbiety się poruszyło. Kiedy wchodzimy gdzieś, niosąc w sobie Boga, będąc w stanie łaski uświęcającej, niosąc w pamięci serca jakieś słowo Boga, które poruszyło nas na modlitwie, Duch Święty będzie dokonywał dzieła ewangelizacji i poruszał tych, z którymi się spotykamy w sposób, który On wybierze. Uczniom, których posyłał, Jezus polecał mówić tam, gdzie przyjdą: „Pokój wam”. Będąc w stanie łaski uświęcającej, mając pokój Boży w sobie, możemy go nieść i zanieść innym, również nie wypowiadając tego pozdrowienia. Bł. Franciszek Jordan, który z pochodzenia był Niemcem, ale bardzo uzdolnionym językowo, w swoim dzienniku duchowym zapisał również jedno nieco enigmatyczne zdanie w języku polskim: „kto Chrystusa w sercu nosi, każdy tak nazwany być może” (DD I/153). Jak może być nazwany ktoś, kto nosi Chrystusa w sercu? Może być nazwany „Teoforem”, „Bogonośnym”, jak był nazywany św. Ignacy Antiocheński (bł. Franciszek Jordan mógł zaczerpnąć to zdanie z tekstu Piotra Skargi SJ o męczeństwie św. Ignacego Antiocheńskiego). W ten sposób w uroczystość Wniebowzięcia Maryi, gdy nasz wzrok kierujemy ku górze, ku niebu, Ewangelia formuje nas do bycia ewangelizatorami, którzy czasem bez słów wnosić będą Boga w domy ludzi.

I ostatni sygnał na kanwie dzisiejszej Ewangelii. Maryja, chwaląc Boga, mówi: „wielkie rzeczy uczynił Mi Wszechmocny”, On „wejrzał na uniżenie [pokorę] swojej służebnicy…”. Bóg chce, żebyśmy byli pokorni, żebyśmy chodzili w prawdzie również o darach, których On nam udzielił, byśmy je odkryli, wykorzystali i pomnażali w służbie Bogu i ludziom, byśmy byli dyspozycyjni do stania się darem dla innych i narzędziem w ręku Boga. Ważnym elementem formacji bł. Franciszka Jordana w tym względzie były myśli zapisane w czasie formacji: „To nie sprzeciwia się pokorze, uznać w sobie dary Boże” (DD I/40[2]); „Dusza, która nie rozpozna, że otrzymała od Boga wielkie dary, nigdy się nie otworzy, aby uczynić coś wielkiego dla Boga (św. Teresa z Avila)” (DD I/78), i: „To żadna pokora, gdy się nie chce wykorzystać otrzymanych od Boga prawdziwych zdolności i łask, aby czynić wielkie rzeczy na chwałę Boga i dla zbawienia bliźniego” (DD I/79).[3]

PSz 

 

[1] zob. José María Román, Święty Wincenty a Paulo. Biografia, Kraków 1990, s. 8, 153-154.

[2] zob. Luis de la Puente SJ, Meditaciones espirituales, t. 1, s. 319: „Z tego wynika, że uznanie w sobie darów Bożych nie sprzeciwia się pokorze; raczej, jak mówi św. Paweł (1 Kor 2,10), sam Duch Boży nam je odkrywa, abyśmy mogli za nie dziękować, przypisując je nie naszym zasługom, ale mocy i świętości Boga (…)”.

[3] zob. Bernhard Grundkötter, Anleitung zur christlichen Vollkommenheit, Regensburg 1867, s. 294. 297.