O, jak bardzo potrzebujemy tej „bystrości umysłu”!

homilia – święto Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa, 26 grudnia 2021
1 Sm 1, 20-22. 24-28; Ps 84, 2-3. 5-6. 9-10; 1 J 3, 1-2. 21-24; Łk 2, 41-52

 

W punkcie wyjścia homilii chciałbym przytoczyć trzy intuicje z Katechizmu. Pierwszą jest ta, że modlitwa jest „złączona z historią ludzi, jest związkiem z Bogiem w wydarzeniach historii” (KKK 2568). Następną jest ta, że w czasie modlitwy „wyrażamy świadomość naszego związku z Bogiem” i możemy przeżyć prawdę, że „jako stworzenia nie decydujemy o naszym początku, nie jesteśmy panami naszego losu; nie stanowimy sami dla siebie celu”. Wiemy też, że będąc ludźmi grzesznymi, odwracamy się od naszego Ojca, który jest w niebie, i modlitwa, rozmowa z Nim, a nawet sama „prośba jest już powrotem do Niego” (KKK 2629). I wreszcie, „modlitwa nie sprowadza się do spontanicznego wyrazu odruchu wewnętrznego: aby się modlić, trzeba tego chcieć” (KKK 2650).

We fragmencie z pierwszej księgi Samuela mamy migawkę z życia rodzinnego. Anna, przypomnijmy to sobie, była przez długi czas bezdzietna, a teraz cieszy się narodzinami syna. Jej mąż, Elkana, z całą rodziną, udaje się z pielgrzymką do Szilo, a ona, karmiąca matka, pozostaje z dzieckiem w domu. Pielgrzymowanie podejmie znów po odstawieniu dziecka od piersi, za trzy lata. Anna zostaje nam dziś, w święto Świętej Rodziny, dana jako przykład przeżywania swojej historii, teraźniejszości i przyszłości w relacji z PANEM (zwróćmy uwagę, ile razy imię „Pan”, pojawia się w odczytanym w liturgii krótkim fragmencie z pierwszej księgi Samuela - 1 Sm 1, 20-22. 24-28). Długo, bardzo długo oczekiwanemu, w smutku i w łzach, i w błaganiu do Boga oczekiwanemu dziecku, nadaje imię „Samuel”. Ten wybór tłumaczy wychodząc od etymologii ludowej: „uprosiłam go u PANA”. W imieniu jej dziecka będzie brzmiała prawda, że „Bóg jest Tym, który go dał” („Imię Jego [Tego, który do dał] jest Bóg”).

Gdybyśmy cofnęli się do pierwszego rozdziału pierwszej księgi Samuela, zobaczylibyśmy Annę płaczącą, nie jedzącą. Autor opowiada, że „smutna na duszy zanosiła do PANA modlitwy i płakała nieutulona” (1, 10); że „żarliwie się modliła przed obliczem PANA” (1, 12); że „mówiła tylko w głębi swego serca, poruszała wargami, lecz głosu nie było słychać. Heli sądził, że była pijana” (1, 13). A ona wyjaśniała mu: „Nie, panie mój. Jestem nieszczęśliwą kobietą, a nie upiłam się winem ani sycerą. Wylałam tylko duszę moją przed PANEM (…) z nadmiaru zmartwienia i boleści duszy mówiłam cały czas” (1, 15-16). Jak cenne jest to wyrażenie, oddające rzeczywistość i intensywność modlitwy człowieka cierpiącego: „wylałam [tylko] duszę moją przed Panem”.

A dziś słyszymy Annę mówiącą do męża: „Gdy chłopiec będzie odstawiony od piersi zaprowadzę go, żeby pokazał się przed obliczem PANA i aby tam pozostał na zawsze” (1, 22). Potem widzimy ją realizującą złożoną obietnicę: „przyprowadziła go do domu PANA” (1, 24). Helemu, spotkanemu po raz kolejny w świątyni, przypomni: „To ja jestem ową kobietą, która stała tu przed tobą i modliła się do PANA. O tego chłopca się modliłam i spełnił PAN prośbę, którą do Niego zanosiłam” (1, 26-27). Wreszcie, Anna wyznaje: „Oto ja oddaję go PANU. Po wszystkie dni, jak długo będzie żyć, zostaje oddany PANU”. A końcem tej historii, zdaniem zamykającym dzisiejsze pierwsze czytanie, jest stwierdzenie: „I oddali tam pokłon PANU” (łac. „et adoraverunt ibi DOMINUM” - 1, 28). Anna jest dziś dla nas nauczycielką modlitwy, w czasie której w relacji z Bogiem przeżywa się bóle i radości swojej codzienności. Ona przeżyła przed PANEM, na modlitwie, przedłużające się zmartwienie, ciężki smutek i rozdzierającą boleść bezdzietności, a potem również pulsującą radość rodzicielstwa. Ona, prosta kobieta, uczy nas świadomego przeżycia i wyrażenia na modlitwie „naszego związku z Bogiem”. Jej historia może pomóc nam, pośród trudnych wydarzeń życia, przeżywać tę prawdę, że jest jeden PAN i BÓG, i że „jako stworzenia nie decydujemy o naszym początku, nie jesteśmy panami naszego losu; nie stanowimy sami dla siebie celu”.

Ta starotestamentalna historia jest mi pomocą, by skupić się na wyznaniu dwunastoletniego Jezusa, które można przeczytać jako centrum odczytanego fragmentu Ewangelii: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2, 49). Maryję i Józefa, którzy przyszli do Niego i wyrazili wobec Niego „ból serca”, z którym Go szukali, ale i nas Jezus uczy czytać życie z perspektywy relacji z Bogiem, który jest Ojcem. To pierwsza sytuacja w Ewangelii według św. Łukasza, kiedy pojawia się imię „Ojciec”, a przypomnijmy, że „całe życie Jezusa jest Objawieniem Ojca: Jego słowa i czyny, milczenie i cierpienia, sposób bycia i mówienia. Jezus może powiedzieć: ‘Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca’ (J 14, 9)” (KKK 516). Jednak odczytanie swojego życia z perspektywy Boga, który jest „PANEM” i „OJCEM”, może nam przysparzać nieco trudności. I dziś jest dla mnie w pewien sposób pocieszające, że ta trudność nie ominęła Józefa ani nawet niepokalanie poczętej i żyjącej bez grzechu Maryi. Ewangelista przecież zaznacza, że „nie zrozumieli tego, co [Jezus] im powiedział” (Łk 2, 50).

W tekście oryginalnym Ewangelii jest pewna gra słów, której my nie słyszymy. Słuchający Jezusa w świątyni nauczyciele byli zdumieni „bystrością Jego umysłu” (gr. „synesis” pochodzące od gr. „syníemi”; Łk 2, 47). Byli zdumieni zdolnością Jezusa do łączenia faktów i w związku z tym ich rozumienia (hiszp. „poner juntos mentalmente, entendimiento”). Byli zdumieni, - tak wyraziłbym to obrazem z naszej rzeczywistości -, Jego zdolnością łączenia słów Biblii z aktualnymi wydarzeniami. Byli zdumieni Jego zdolnością łączenia słów Pisma Świętego z życiem i odczytywania otaczającej rzeczywistości z perspektywy Boga, który jest Ojcem. To zdumienie, jakby z „odwróconej” perspektywy, wyraził kiedyś Roman Brandstaetter pisząc: „Biblio, ojczyzno moja (…) Wszystko jest w Tobie, Cokolwiek przeżyłem. Wszystko jest w Tobie, Cokolwiek kochałem. Wszystko. Cały żywot własny Człowieka, Żyjącego w nawiedzonym przez szatana Wieku”. Ale Józef ani nawet Maryja tej zdolności jeszcze nie mają. Nie mają jeszcze tej „bystrości umysłu” (gr. „syníemi; Łk 2, 50). Oni jeszcze nie potrafią połączyć pewnych faktów, a w związku tym ich zrozumieć. Oni i my tę „bystrość umysłu” nabywamy podejmując regularnie wysiłek modlitwy i medytacji. A Maryja jest tego przykładem: „Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu” (Łk 2, 51), „(…) rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19). Ta „bystrość umysłu” nie przychodzi spontanicznie, ale jest owocem, rodzącym się często w bólach i to długo. Przypomniała nam o tym dziś również Anna, matka Samuela. Bywa, że odczytywanie swojego życia w relacji do PANA dokonuje się w smutku, w łzach… Bywa, że zrozumienia dróg PANA szukamy „z bólem serca” nie tylko trzy, ale wiele więcej dni.

Ten kontekst pozwala mi zrozumieć trudność, którą wyraził św. Jan Apostoł. On najpierw wyznał z zachwytem: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy”, a potem z realizmem dodał: „Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego” (1 J 3, 1). Jeśli świat nie zna jedynego prawdziwego Boga, który jest Ojcem, to jak ma rozpoznać i zrozumieć Jego dzieci. Ale i my, jeśli chcemy siebie samych zrozumieć, potrzebujemy relacji z PANEM, z OJCEM. Bo, jak sygnalizował św. Jan Paweł II: „Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca – nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty – musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie «przyswoić», zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli się dokona w człowieku ów dogłębny proces, wówczas zaowocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym” (zob. Redemptor hominis, 10).

To słowo prowokuje czy po prostu pobudza, by modlić się o ową „bystrość umysłu”. Bo bardzo potrzebujemy i „mądrości” i „duchowego zrozumienia” (gr. „sofia” i gr. „preumatike synesis”; Kol 1, 9). Potrzebujemy znajomości podstawowych zasad i prawd Ewangelii, ale potrzebujemy również „zrozumienia”, czyli owej „bystrości umysłu”, owej  zdolności odnoszenia podstawowych zasad i prawd Ewangelii do wszystkich i jakichkolwiek sytuacji, które mogą się zdarzyć w codzienności. Potrzebujemy bystrego odnoszenia kryteriów z Ewangelii do decyzji i zadań, które mamy podjąć w codzienności. O, jak bardzo potrzebujemy owej „bystrości umysłu”, by w konkretnym tu i teraz zaaplikować Dobrą Nowinę w naszym życiu! O tę „bystrość umysłu” modlił się św. Paweł Apostoł dla chrześcijan z Kolosów: „nie przestajemy za was się modlić i prosić Boga, abyście doszli do pełnego poznania Jego woli, w całej mądrości i duchowym ZROZUMIENIU, abyście już postępowali w sposób godny Pana, w pełni Mu się podobając, wydając owoce wszelkich dobrych czynów i rosnąc przez głębsze poznanie Boga” (Kol 1, 9-10). Módlmy się o nią i my, razem z Anną, razem z Maryją i Józefem! Jak Maryja, nośmy słowa Boga w sercu, podejmując wysiłek zestawiania ich między sobą i z wydarzeniami życia, by kiedyś osiągnąć zrozumienie!

PSz

Foto: Gesù tra i dottori (Pian del Levro, cappella dei Sette Dolori della Beata Maria Vergine)