„Dzięki wierze…”

homilia – XIX Niedziela Zwykła (rok C), 7 sierpnia 2022
Mdr 18, 6-9; Ps 33, 1.12. 18-19. 20. 22; Hbr 11, 1-2. 8-19; Łk 12, 32-48

„Dzięki wierze” to zwrot, który kilka razy słyszeliśmy w odczytanym dziś fragmencie listu do Hebrajczyków. Autor listu po wielu, wielu… nie tylko latach, ale po wielu wiekach, z perspektywy, może zobaczyć coś, czego nie widzieli ci, o których pisze (Abraham, Sara…). Ma szerszą perspektywę niż ten, który pisał księgę Rodzaju. Jego krótka synteza życia Abrahama i Sary nieco ich idealizuje, nie uwzględnia ich zmagań wewnętrznych. Gdybyśmy je wzięli pod uwagę, patriarcha i jego żona mogliby stać się nam bardziej bliscy, a ich historia mogłaby stać się lustrem, w którym zobaczymy i nasze zmagania. Przypomnijmy tylko fakt ich podatności na mentalność światową, gdy nie mogąc doczekać się realizacji obietnicy, którą dał im Bóg, postanowili zadziałać po swojemu, według „wszyscy tak robią” (Rdz 16, 1-4)[1]. Albo gdy oboje, mocno posunięci w latach, śmiali się z zapowiedzi, że Bóg może przez nich dać potomstwo, nie dowierzając im (Rdz 17, 17; 18, 12-13); dopiero po narodzinach Izaaka Sara wyznała z pokorą: „Powód do śmiechu dał mi Bóg” (Rdz 19, 6).

Najpierw usłyszeliśmy: „Dzięki wierze ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie. Dzięki wierze przywędrował do Ziemi Obiecanej…”. My wiemy, gdzie jest ta Ziemia Obiecana, potrafimy ją nawet wskazać na mapie, Abraham natomiast szedł do ziemi, która była mu obiecana, ale nie wiedział dokąd idzie. Dał się prowadzić! Obietnica, którą Bóg mu dał, nie dotyczyła tylko ziemi; dotyczyła również potomstwa. Była to obietnica życia. Była to obietnica życia w pełni (ziemia obiecana Abrahamowi, do której Izraelici wrócą po latach niewoli w Egipcie, będzie im przedstawiona jako żyzna, przestronna, mlekiem i miodem płynąca - Wj 3,8), ale przede wszystkim była to obietnica, że z jego życia wytryśnie życie, że przekaże komuś życie. W tej obietnicy mieli udział jego syn Izaak, jego wnuk Jakub (autor listu nazwie ich „współdziedzicami tej samej obietnicy”) i my wszyscy jesteśmy uczestnikami tej obietnicy. Autor listu dzieli się dalej: „Dzięki wierze także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie, jak niezliczone ziarnka piasku na wybrzeżu morza”.[2] Chcę się teraz podzielić intuicjami, które przychodziły mi na myśl, gdy w ubiegłym tygodniu chodziłem ze zwrotem „dzięki wierze”.

Zacznijmy od pytania, które Kościół stawia u początku katechizmu. Co to znaczy „wierzyć”? Co to jest wiara? Często używamy tego słowa, ale co ono oznacza? W czytaniu z listu do Hebrajczyków słyszeliśmy, że „jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy”. A w katechizmie przeczytamy najpierw, że „wiara jest odpowiedzią człowieka daną Bogu, który mu się objawia i udziela,…” (KKK 26)[3]. Jest więc jakieś „Ty”, jest więc jakaś Osoba, która nam się objawia i udziela. Jest jakieś „Ty”, które wprowadza nas za zasłonę, za którą sami ani wejść ani zajrzeć nie możemy. Bóg objawia nam coś, co jest poza tą zasłoną. Bóg się nam objawia, to znaczy odsłania się nam. Kiedyś to do mnie dotarło, kiedy rozważałem historię o dwóch uczniów idących z Jerozolimy do Emaus. Zmartwychwstały Jezus szedł z nimi, ale oni Go nie poznali, bo „oczy ich były niejako na uwięzi”, bo „oczy ich były jakby przesłonięte” (Łk 24, 16). Wieczorem, gdy razem zasiedli przy stole, oczy ich zostały otwarte, i zobaczyli Go, ale On zniknął im z oczu. Zrozumieli, że był z nimi przez cały dzień, choć oni, posługując się zmysłem wzroku, nie widzieli Go. Wieczorem im się objawił, to znaczy odsłonił im swoją obecność z nimi przez cały dzień. Dlatego w kolejny dzień, choć Go znów nie widzieli oczami ciała, mogli wchodzić z ufnością, że On jest gdzieś obok. Wiara ukształtowana przez doświadczenie z wczoraj, mówiła, że za zasłoną, która mają na oczach, Ktoś jest.

W encyklice o wierze, nazywanej czasem encykliką napisaną na cztery ręce, bo szkic przygotował Benedykt XVI, a ukończył ją i opublikował Franciszek, znajdziemy intuicję św. Ireneusza. Ten doktor Kościoła pochodzący ze Smyrny w dzisiejszej Turcji, a kojarzony z Lyonem, gdzie był biskupem, opowiadał, że „Abraham, zanim usłyszał głos Boga, już Go poszukiwał ‘w żarliwym pragnieniu swego serca’ i ‘przemierzał świat, pytając się, gdzie jest Bóg’, aż wreszcie ‘Bóg zlitował się tym, który szukał Go sam w milczeniu’. Kto rusza w drogę, by czynić dobro, już zbliża się do Boga, już jest wspierany Jego pomocą…” (Lumen fidei, 35).

Z tej perspektywy we fragmencie Ewangelii, który dziś usłyszeliśmy, zwraca uwagę wezwanie do czujności. Skoro wiara to odpowiedź człowieka dana Bogu, który się objawia, to istotne jest wyczekiwanie na Tego, który ma przyjść i nasłuchiwanie Jego głosu. Jezus przestrzega nas: „o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Zwykle tę przestrogę kojarzymy z powtórnym przyjściem Chrystusa, ale czy nie mogłaby ona budzić naszej czujności także na codzienne Jego przychodzenie do nas. Miejsce i czas, a w ogóle okoliczności Jego przychodzenia dziś i przyjścia kiedyś mogą być dla nas zaskakujące. Jezus posługuje się obrazem, w którym czas Jego przyjścia to godziny nocne, a noc może też być symbolem dramatów, kryzysów, rozczarowań…, sytuacji, przez które przechodzimy, jak z uczniowie idący do Emaus, kiedy z powodu oczu przesłoniętych, idziemy jakby po omacku, nie dostrzegając albo z trudem, choć „dzięki wierze”, dostrzegając obecność Boga. W pierwszym dzisiejszym czytaniu liturgicznym, zaczerpniętym z księgi Mądrości, była mowa o nocy wyzwolenia, nocy Paschy, kiedy to Izraelici dotąd zniewoleni w Egipcie, zostali uwolnieni. Bóg przychodzi nocą nie jak złodziej, który coś zabiera, ale jak Dawca, który udziela daru wolności…

Historia Abrahama, a zwłaszcza słowa z listu do Hebrajczyków dotyczące jego żony, Sary[4], przypominają mi, że wiara rodzi się ze słuchania słowa Bożego. W przywołanej już encyklice o wierze znajdziemy również taką myśl: „Słowo Chrystusa, gdy zostaje wysłuchane, mocą swojego dynamizmu przekształca się w chrześcijaninie w odpowiedź, i staje się z kolei słowem wypowiadanym, wyznaniem wiary” (Lumen fidei, 22). Wiara jest łaską Bożą; jest również aktem wolności człowieka, ale najpierw jest łaską. W słowie Boga, którego słuchamy, ta łaska jest zawarta jak w pakiecie. Gdy przyjmujemy słowo Boga, „zapakowana” w nim łaska rozpakowuje się i rodzi się w nas odpowiedź, czyli wiarę. Słowo Boga przyjęte, mocą swojego dynamizmu, przekształca się w odpowiedź. Zilustrujmy to obrazem z Ewangelii wg św. Mateusza. Pewnego razu Jezus polecił uczniom, aby nocą przepłynęli na drugi brzeg. Sam wyszedł na górę, aby się modlić. Oni zmagali się z przeciwnym wiatrem, a kiedy przyszedł do nich po wodzie o czwartej straży nocnej, oni wszystkiego się spodziewając, ale nie Jego, myśleli, że to zjawa. Uspokoił ich: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się”. Wtedy Szymon Piotr zdobył się to, by złożyć idącemu po wodzie zaskakującą propozycję: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!”. Jezus powiedział: „Przyjdź!”. A ten przyszedł… Słowo, które przyjął, przekształciło się w nim w odpowiedź wiary. Ale chwilę potem zaczął się rozglądać, przestał wpatrywać się w mówiącego: „Przyjdź!” i zaczął tonąć (Mt 14, 22-33). Przed tym przestrzegał nas autor listu do Hebrajczyków: gdyby ci, którzy szukają ojczyzny niebieskiej, „wspominali tę, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej”.

Przyjmijmy słowo Boga, zatrzymajmy je w sercu, jak Abraham, jak Sara, jak Maryja, a ono zrodzi w nas odpowiedź wiary. Bł. Franciszek Jordan (wprowadzenie jego relikwii do naszej salwatoriańskiej kaplicy w Międzywodziu odbędzie się w najbliższą sobotę), mówił kiedyś do współbraci: „W naszym stuleciu często się zdarza, że wszystko mierzy się siłami naturalnymi i mało pamięta się o wierze. Chciałbym przeczytać tekst, który znalazłem - jeśli mierzymy nasze kroki wedle ludzkiej roztropności, nie będziemy budować na nadzwyczajnej pomocy i nigdy nie dokonamy rzeczy wielkich! Zapamiętajcie to!” (słowa z kapituły domowej, 10 grudnia 1897). Ale zanim podzielił się tą diagnozą i intuicją ze współbraćmi, kilka lat wcześniej, bo 27 czerwca 1891 r., położył je sobie samemu na sercu, zapisując je w swoim dzienniku duchowym: „Jeśli się wszystkimi swoimi krokami kierować będzie wyłącznie według rachuby ludzkiej mądrości, nigdy nie będzie można budować na nadzwyczajnej pomocy nieba i nigdy nie zdziała się nic wielkiego” (DD I/200)[5].To jeden z przykładów, że karmił innych tym, czym sam żył.

PSz 

wakacyjna szkola modlitwy miedzywodzie 2021 2a tlobiale 424x600 wakacyjna szkola modlitwy sierpien 2021 2 424x600

 

[1] „Saraj, żona Abrama, nie urodziła mu jednak potomka. Miała zaś niewolnicę Egipcjankę, imieniem Hagar. Rzekła więc Saraj do Abrama: Ponieważ Pan zamknął mi łono, abym nie rodziła, zbliż się do mojej niewolnicy; może z niej będę miała dzieci. Abram usłuchał rady Saraj. Saraj, żona Abrama, wzięła zatem niewolnicę Hagar, Egipcjankę, i dała ją za żonę mężowi swemu Abramowi, gdy już minęło dziesięć lat, odkąd Abram osiedlił się w Kanaanie. Abram zbliżył się do Hagar i ta stała się brzemienną” (Rdz 16, 1-4).

[2] I jeszcze : „Dzięki wierze Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: «Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo». Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen jest wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, na podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa”. W rozdziale jedenastym listu do Hebrajczyków autor dzieli się z nami, jak wiara ukształtowała życie również innych praojców: Abla, Henocha, Noego… W ten sposób daje nam sygnał, jak może ona kształtować naszą codzienność.

[3] „…przynosząc równocześnie obfite światło człowiekowi poszukującemu ostatecznego sensu swego życia” (KKK 26).

[4] „Dzięki wierze także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie, jak niezliczone ziarnka piasku na wybrzeżu morza”

[5] Jeśli sięgnąć do oryginału przemówień kapitulnych oraz dziennika duchowego widać wyraźniej, że jest zdanie, które zapisał najpierw dla siebie w dzienniku duchowym: Wenn man alle seine Schritte nur nach den Berechnungen menschlicher Klugheit lenkt, wird man niemals auf außerordentliche Hilfe des Himmels bauen können, niemals Großes leisten. 27. 6. 1891” (GT I/200), przywołał również przemawiając sześć lat później w czasie kapituły domowej w dniu 10 grudnia 1897 roku: „Es ist in unserm Jahrhundert so vielfach der Fall, daß man so wenig glaubt, daß man alles nach den natürlichen Kräften berechnet. Ich möchte eine Stelle, die ich gefunden, vorlesen. Es ist diese, daß, wenn man seine Schritte nur nach Berechnung menschlicher Klugheit ordnet, daß man niemals auf außerordentliche Hilfe bauen kann – niemals wird man dann Großes leisten! Merken Sie das wohl!”.