„Niewygodny” współlokator

homilia – sobota w oktawie Wielkanocy, 23 kwietnia 2022
Dz 4, 13-21; Ps 118, 1bc i 14-15b. 16-18. 19-21; Mk 16, 9-15

„Przełożeni i starsi, i uczeni, widząc odwagę Piotra i Jana, a dowiedziawszy się, że są oni ludźmi nieuczonymi i prostymi, dziwili się. Rozpoznawali w nich też towarzyszy Jezusa. A widząc nadto, że stoi z nimi uzdrowiony człowiek, nie znajdowali odpowiedzi” (Dz 4, 13-14). Przełożeni i starsi, i uczeni, a my (w dniu zakończenia rekolekcji) razem z nimi otrzymujemy taki oto obraz nie tylko do oglądania, ale do kontemplacji. Św. Łukasz używając w tekście czasownika „theoreo” (oglądać, kontemplować) zachęca nas do przebijania się przed zewnętrzną powłokę rzeczywistości, byśmy w tych, których oglądamy, zobaczyli co w nich zdziałał Bóg.

Co widzą przełożeni i starsi, i uczeni w Piśmie? Kogo widzą? Św. Łukasz zwraca najpierw uwagę na ich „odwagę”. To, czym ci dwaj apostołowie zadziwiają otoczenie, zostało w oryginale określone słowem „parresia”. Czym jest „parresia”? To cecha prawdziwie chrześcijańska. To cecha tych, dla których Bóg jest Abbą, czyli Tatą. Uśmiecham się dziś myśląc o ścieżkach, którymi Opatrzność nas prowadzi, bo w 2015 r. tutaj, w Międzywodziu, prowadząc sesję formacyjną natknąłem się na książkę Hansa Ursa von Balthasara, który wyjaśnia, że „parresia” to „otwarty, swobodny, wolny od onieśmielenia, dziecięcy sposób obcowania z Ojcem, występowanie z podniesionym czołem człowieka, który czuje, że ma pełne prawo być i mówić; że bez obawy patrzy na oblicze Boga i nie musi przystępować do Niego jak poddany do wspaniałego monarchy, ze spuszczonymi oczami, w służalczym geście, zachowując surowy ceremoniał i urzędowy sposób przemawiania. Drzwi są otwarte i gdziekolwiek znajdzie się dziecko Boże, tam też są otwarte drzwi”.[1] W relacjach z ludźmi, z którymi dziecko Boże się spotyka, ta śmiałość i otwartość, ta wolność wewnętrzna, ujawnia się jako odwaga. W kulturze greckiej była cechą ludzi wolnych, którzy mieli prawo głosu, wolność słowa. Piotr i Jan są odważni, śmiali, wolni od onieśmielenia, występują z podniesionym czołem, nie ze spuszczonymi oczami, choć są ludźmi „nieuczonymi i prostymi” (gr. „agrammatoi kai idiotai”). Nie kryją się za urzędowym sposobem przemawiania, ale mówią prostolinijnie. To wprawia otoczenie w zdumienie. W nich zrealizowało się to, o czym napisał św. Jan, kiedy przedstawił Jezusa przyprowadzonego do domu Annasza: Ja przemawiałem jawnie [gr. parresia] przed światem. (…) Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem”. Tej Jezusowej wolności Syna Bożego, Dziecka Bożego, nie wytrzymuje jeden ze sług arcykapłana, który policzkuje Jezusa: „Tak odpowiadasz arcykapłanowi?” (J 18, 20-22).

„Odwaga” Piotra i Jana, nie ma nic wspólnego z odwagą retorów, którzy opanowali sztukę przemawiania. Ta odwaga, „parresia”, została im dana przez Pana, przez Kyriosa. Sami z siebie jej nie mieli. Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich zwraca nam uwagę na coś bardzo ważnego, a mianowicie, że przełożeni i starsi, i uczeni w Piśmie, „rozpoznawali w nich też towarzyszy Jezusa”, dosł. „rozpoznawali ich, że BYLI RAZEM Z JEZUSEM”. Właśnie bycie z Jezusem, wierne towarzyszenie Mu, sprawia, że dojrzewamy w dziecięctwie Bożym. Dzięki temu sobą, - nie tylko słowami, ale sobą -, objawiamy światu Boga, który jest Ojcem. W tym obrazie z Dziejów Apostolskich, obrazie dwóch uczniów, śmiałych i odważnych, choć nieuczonych i prostych, a zadziwiających otoczenie i pozwalających otoczeniu odkrywać jedynego prawdziwego Boga, który jest Ojcem, i Syna, którego On posłał, aby w nas odnowić dziecięctwo Boże, widzę dziś bł. Franciszka Jordana. Ks. Józef Calderari, który znał go tylko z widzenia, wyznał: Miałem okazję spotykać go bardzo często, kiedy udawał się na spacer w pobliżu Bazyliki św. Piotra (…). Zawsze mnie uderzała jego skromność jego zachowania, co wskazywało mi na niego jako człowieka o wyjątkowej pobożności”. A kiedy później dowiedział się, że to jest o. Jordan, bo przedstawił mu go jakiś salwatorianin, mówił: podziwiałem z jeszcze większą czcią tego człowieka, którego postępowanie od pierwszych chwil, gdy go zobaczyłem, mnie uderzało. Człowiek zwyczajny, prosty, w którego zachowaniu nie ma nic spektakularnego, a przyciąga uwagę otoczenia, które to otoczenie intuicyjnie wyczuwa Bożą głębię tej zwyczajności.

Przełożeni i starsi, i uczeni w Piśmie, rozpoznawali w Piotrze i Janie „towarzyszy Jezusa”, rozpoznawali, że ci „BYLI RAZEM Z JEZUSEM” (Dz 4, 13). Jak nie przypomnieć przysłowia, że kto z kim przestaje, takim się staje. Tacy ludzie, jak święci Piotr i Jan, jak błogosławiony Franciszek Maria od Krzyża Jordan, są darem Boga dla otoczenia, ale bywają również niewygodni dla otoczenia. Słyszymy, że: „kazali więc im wyjść z sali Sanhedrynu” (Dz 4, 15). Chcieli „naradzić się” między sobą, chcieli „pomedytować”, ale nie w obecności tych dwóch, bo ich obecność zakłócała ich tzw. święty spokój. Za wszelką cenę chcieli ich uciszyć: „surowo zabrońmy im przemawiać do kogokolwiek w to imię” (Dz 4, 17). Święci czy błogosławieni, ci kanonizowani czy beatyfikowani, ale również tacy „zza płota” czy „z sąsiedztwa”, jak ich nazwał papież Franciszek w „Gaudete et exsultate” (6), bywają niewygodni. Mówię o tym, ponieważ jeden z autorów piszących o św. Franciszku Ksawerym, w uderzający sposób określił św. Ignacego Loyolę: „niewygodny współlokator” („incomodo compañero de aposento”[2]). Przypomnijmy, że przez kilka lat mieszkali oni w tym samym miejscu, w kolegium św. Barbary w Paryżu. Franciszek Ksawery cenił sobie przyjaźń ze starszym o piętnaście lat Ignacym Loyolą, cenił sobie rozmowy z nim, ale nie bardzo chciał zmienić swój styl życia, wciąż dążąc ku chwale i zaszczytom tego świata. Wraz z przybyciem Ignacego Loyoli do Paryża życie i mentalność Franciszka Ksawerego zaczęły się zmieniać i to głęboko, ale… ta przemiana nie tylko nie była nagła, ale była powolna i żmudna. Gdy zamieszkali razem z Piotrem Faberem (kanonizowanym przez papieża Franciszka), rozpoczęło się coś, co wychodząc od dzielenia stancji i koleżeństwa stopniowo zmieniało się w przyjaźń i to przyjaźń opartą na relacji z Jezusem. Wspominam dziś Franciszka Ksawerego również dlatego, że ten był bardzo opornym uczniem Ignacego Loyoli, który po latach miał wyznać swojemu sekretarzowi, że „Ksawery był najtwardszą masą, którą przyszło mu kształtować u początków”. A dziś słyszymy o niewierze uczniów i ich uporze („nie dali temu wiary”, „im też nie uwierzyli”, Jezus wyrzucał im „brak wiary oraz upór, nie wierzyli”).

W rozmowach Franciszka Ksawerego i Ignacego Loyoli wciąż powracał temat naśladowania Jezusa i porzucenia marności świata, oraz, jak zaświadczają biografowie, zdanie z Ewangelii: „Nic by mi to nie dało, gdybym nawrócił cały świat, a przy tym jednak stracił moją duszę”. Ciekawe, że to zdanie w języku francuskim z adnotacją: „Św. Franciszek Ksawery”[3], a potem jeszcze kilka innych myśli wynotowanych z rozważań na wspomnienie tego świętego (z książki ks. André Hamona, Méditations à l'usage du clergé et des fidèles pour tous les jours de l'année) znajdziemy wśród notatek duchowych bł. Franciszka Jordana z czasów studenckich (DD I/26). Jednak Franciszkowi Ksaweremu trudno mu było porzucić sny o wielkości i chwale urzędów kościelnych, do których dążył. Nie raz ironizował z pobożności i entuzjazmu Ignacego oraz innych jego towarzyszy. Cztery lata odkładał decyzję o odprawieniu ćwiczeń duchownych, w czasie których to ćwiczeń doznał głębokiej przemiany (1534). Po latach, w Japonii, z jednej strony wspominał to zdanie, które miało wpłynąć na zmianę kierunku jego życia i uczulał na nie współbraci, których zostawił w Indiach. Z drugiej strony po latach, wyrażał też nadzieję, że gdyby wielu odprawiło ćwiczenia duchowne i usłyszało to, co Bóg mówi im w sercu, zmieniłoby zupełnie swoje nastawienie w życiu.

„Niewygodny współlokator” - odkrywam jako hasło na dziś. Możemy dziś podziękować Bogu za takich „niewygodnych” świętych z sąsiedztwa, za te osoby z otoczenia, które ciągną nas w górę. To prawda, że w otoczeniu zdarzają się też towarzysze, którzy ciągną w dół. Inna sprawa, że warto się samemu skonfrontować z pytaniem, gdzie pociągam osoby z otoczenia: w górę czy w dół. Święci mogą ożywić nasze życie. Jeśli wspominam o tym na zakończenie rekolekcji, to czynię to również dlatego, że święci są świadectwem, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Franciszek Ksawery przeżył niemal połowę życia w klimacie dążeń tego świata, a gdy dzięki łasce i mocy Bożej nastąpiła jego przemiana tyle zrobił dla Boga. Skoro ludzi opornych i niedowiarków, jak słyszeliśmy w Ewangelii, skoro grzeszników Bóg mógł uczynić świętymi, to może tego dokonać również w każdym z nas. Niech św. Piotr i Jan wciąż przypominają nam to kryterium rozeznawania, że trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi (por. Dz 4, 19). A bł. Franciszek Jordan niech będzie takim błogosławionym „niewygodnym współlokatorem” naszej codzienności. Niech nas pobudza do świętości fakt jego beatyfikacji, ale i jego zachęta: „Za wszelką cenę starajcie się być święci!” (słowo z 20 kwietnia 1894).

PSz

2022 04 19 rekolekcje sds w szkole bl Franciszka 600x337 DFKiZ Roczna Droga Formacji Miedzywodzie 600x1200

[1] Hans Urs von Balthasar, Modlitwa i kontemplacja, Kraków 1965, s. 35

[2] Xabier Añoveros Trias de Bes, San Francisco Javier: vida, misión y devoción, Universitat Internacional de Catalunya, 2018 - https://www.tesisenred.net/handle/10803/666925?locale-attribute=en#page=7

[3] „‘Il ne me servirait à rien de convertir tout l’univers, si j’en venais à perdre mon âme’. S. Fr. Xavier” (DE I/26).