Konfrontujące i dające nadzieję lustro

homilia – piątek IV tygodnia okresu zwykłego (rok II), 4 lutego 2022
Syr 47, 2-11; Ps 18 (17), 31. 47 i 50. 51; Por. Łk 8, 15; Mk 6, 14-29

Słowa mędrca Syracha, które słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, jego relektura życia Dawida, ale i Ewangelia przypominająca męczeństwo św. Jana Chrzciciela, mogą być dla nas sygnałem, że nasza modlitwa, jak kiedyś zaznaczył papież Franciszek, „zawsze powinna być ubogacona pamięcią”. W adhortacji o powołaniu do świętości we współczesnym świecie papież przypomniał, że „jeśli Bóg zechciał wejść w dzieje, to modlitwa utkana jest wspomnieniami. Nie tylko pamięcią o objawionym Słowie, ale także o naszym własnym życiu, życiu innych osób, o tym, co Pan uczynił w swoim Kościele. Jest to wdzięczna pamięć, o której mówi także św. Ignacy z Loyoli w swojej ‘Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości’, prosząc nas, abyśmy przypomnieli sobie wszystkie dobrodziejstwa, jakie otrzymaliśmy od Pana. Kiedy się modlisz, przypatrz się własnej historii, a w niej odnajdziesz wiele miłosierdzia. Jednocześnie umocni to twoją świadomość, że Pan o tobie pamięta i nigdy o tobie nie zapomina. Dlatego warto poprosić Go, aby rzucił światło nawet na drobne szczegóły twojego życia, które Jemu nie umykają” (Franciszek, Gaudete et exsultate, 153). Syrach, wracając pamięcią do życia Dawida, czyta je właśnie z perspektywy miłosierdzia: „Pan darował mu grzechy”. Mędrzec nie bagatelizuje grzechów Dawida, ale widzi je w perspektywie miłosierdzia Bożego większego od nich. W centrum stawia Boga, który odpuszcza grzechy Dawidowi. Z tej perspektywy możemy zobaczyć również przypomnienie przez św. Marka Ewangelistę historii męczeństwa św. Jana Chrzciciela. Herod, choć może nam się to wydać zaskakujące, gdyby reflektował nad swoim życiem, mógłby je zobaczyć jako historię, w której jest obecny Bóg, bo Bóg wszedł w nią ze swoim słowem najpierw przez posługę Jana Chrzciciela, a potem przez posługę samego Jezusa.

Ale dziś czuję się zaproszony, by zatrzymać się przy jednym zdaniu, przy słowie Boga do Heroda, przy słowie przekazanym tetrarsze przez Jana Chrzciciela: „Nie wolno ci mieć żony twego brata” (Mk 6, 18). Współcześni nam tłumacze są zgodni używając tutaj czasownika: „Nie wolno ci…”. U Jakuba Wujka i w którymś z dawniejszych przekładów znajdziemy zwrot: „Nie godzi się tobie…” („Nie godzi się tobie mieć żony brata twego” – Biblia J. Wujka, por. Biblia Gdańska). W oryginale mamy tu czasownik grecki „éx-esti”, złożony z przyimka „ek-, eks-”, sygnalizującego, że coś skądś pochodzi, oraz z czasownika „eimi”, który spotkamy w znanym z Ewangelii wg św. Jana wyznaniu Jezusa: „Ego eimi…”, „Ja jestem…”. To dla mnie i dla nas stanowi lustro, w którym możemy się przejrzeć. Bo w ten sposób słyszę Jana Chrzciciela, który mówi do Heroda: „Z tego, kim jesteś, nie wychodzi, żeby przy tobie była Herodiada. Jest żoną twego brata, a więc życie z nią „tobie nie uchodzi”, „nie godzi się tobie”. Słowa i czyny mają „wychodzić”, mają być godne tego, kim jesteśmy. Nazwijmy sobie dziś to, kim jesteśmy (tożsamość), i zapytajmy, czy słowa, które wychodzą z naszych ust i czyny, których jesteś autorami, są spójne, są zgodne z tym, kim jesteśmy, a więc z naszą tożsamością.

Pomocnym i konfrontującym, ale również dającym nadzieję, może być dla nas świadectwo św. Hieronima. Podzielił się on nim w jednym ze swoich listów, napisanym do dziewicy imieniem Eustochium (nota bene z tego właśnie listu pochodzi znana zachęta: „Niech cię sen zastaje z książką w ręku, a opadającą głowę niech przytuli święta stronica”, którą znajdziemy również w dzienniku duchowym bł. Franciszka Jordana: „(…) Tenenti codicem somnum obrepat et cadentem faciem pagina sancta suscipiat. St. Hieron” = „(…) Sen powinien zastać cię z Biblią w ręce, a święte strony niech przyjmą twoją skłaniającą się głowę. Św. Hieronim” – DD I/145). Św. Hieronim wyznaje, że kiedy dla królestwa niebieskiego wyrzekł się świata i, co było trudniejsze, „przyzwyczajenia do wybredniejszego pokarmu”, udając się do Jerozolimy, nie mógł się jednak się obejść bez biblioteki, którą z największą gorliwością i trudem założył sobie w Rzymie. Pisze: „Przeto, nieszczęsny, mając czytać Tuliusza, pościłem. Po częstych nocnych czuwaniach, po łzach, które wydobywały się z głębin serca na wspomnienie dawnych grzechów, brałem do ręki Plauta. Jeśli zaś kiedy, opamiętawszy się, zaczynałem czytać Proroków, budziła we mnie odrazę ich mowa niewykwintna i – ponieważ ślepymi oczami nie widziałem światła – myślałem, że wina to nie oczu, lecz słońca. I kiedyś, w okresie Wielkiego Postu, ciężko zachorował. Gorączka „zjadła” jego członki tak, że „ledwie trzymały się kości”. Szykowano już pogrzeb, bo „życie uchodziło ze stygnącego ciała”. I wówczas, jak opowiada Hieronim: „aż tu nagle porwany w duchu, zaciągnięty zostałem przed trybunał Sędziego, a tyle światła i blasku rzucała jasność Jego otoczenia, że rzucony na ziemię, nie, śmiałem podnieść oczu w górę. Zapytany o stan swój, odpowiedziałem, że jestem chrześcijaninem. A ów, który siedział na przedzie, rzekł: Kłamiesz, jesteś cyceronianinem, nie chrześcijaninem: ‘gdzie skarb twój, tam i serce twoje’ (por. Mt 6, 21). Wtedy zamilkłem, a wśród chłosty (…) zacząłem jednak wołać i jęcząc mówiłem: ‘Zmiłuj się nade mną, Panie, zmiłuj się nade mną’. (…) Wreszcie upadłszy do kolan Przewodniczącego c, którzy asystowali, prosili, by mi dał czas na pokutę i by wymierzył karę potem, jeżelibym kiedyś czytał książki o treści pogańskiej. Ja, który w takich opałach się znalazłszy chciałem jeszcze więcej obiecać, zacząłem się zarzekać i zaklinać na Jego imię mówiąc: ‘Panie, jeśli kiedykolwiek będę miał książki świeckie i jeśli będę je czytał, zaparłem się Ciebie’”. Kończy swoje świadectwo wyznaniem: „Wyznaję otwarcie, że (…) odtąd z taką gorliwością czytałem księgi Boskie, z jaką przedtem nie czytałem dzieł ludzkich” (Św. Hieronim, Listy, T. I, tłum. J. Czuj, Warszawa 1952, s. 146-147).

To świadectwo Hieronima, jak wspomniałem, jest konfrontujące, ale też daje nadzieję. Daje nadzieję, bo Hieronim współpracując z Bogiem doszedł do świętości i stał się największym nauczycielem wśród wyjaśniających Święte Pisma (doctor maximus sacris Scripturis explanandis). Ale w punkcie wyjścia drogi do świętości, usiłował iść za Chrystusem sercem lgnąć gdzie indziej. Żył w przekonaniu, że jest chrześcijaninem, ale czy mógł nim być naprawdę nie znając Chrystusa z Pisma Świętego, a rozczytując się namiętnie w dziełach Cycerona i innych? Potrzebował lustra, w którym zobaczy swoją sytuację i jej niespójność z tym, kim jest.

Osoby, które dziś rozpoczynają rekolekcje i nas, którzy w tych rekolekcjach towarzyszymy, to słowo z liturgii może prowokować do zadania sobie pytania, co stanowi istotę tego czasu i co jest spójne z „tożsamością” tego czasu. Skoro rekolekcje to czas zbierania, scalania, albo raczej bycia zbieranym czy bycia scalanym przez Słowo, to trzeba uważać na to, co by rozpraszało, co by odciągało od słuchania Słowa. Stąd troska o skupienie, o ciszę. Nam wszystkich, uczestniczącym w Eucharystii, to słowo przypomina naszą tożsamość (kim jesteśmy) i przestrzega przed tym, co z nią nie licuje (łac. „non licet tibi…”), a co z nią koresponduje.

Słowo Jana Chrzciciela do Heroda: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”, uwrażliwia mnie z jednej strony na to, co nie jest spójne z tym, kim jestem: „Nie wolno ci…, nie godzi się tobie…”. Ale w roku dziękczynienia za beatyfikację Franciszka Marii od Krzyża Jordana to słowo przywołuje mi notatki z dziennika duchowego naszego założyciela, które sygnalizują wymiar pozytywny. On, mając 30 lat, wypisuje z książkowej pomocy do rozmyślania postanowienie: „Obejmij wielkodusznie wszystkie dobre dzieła, które są do pogodzenia z naszymi obowiązkami stanu! (Hamon)” (DD I/32). Dwa lata później zapisuje własnymi słowami tożsamą myśl: „Czyń każde dobre dzieło, o ile da się pogodzić z twoim stanem i powołaniem!” (DD I/152*).

PSz

2022 02 04 rekolekcje ld adoracja NS 600x337