„Daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało”

homilia – IV Niedziela Adwentu, rok C, 19 grudnia 2021
Mi 5, 1-4a; Ps 80, 2ac. 3b. 15-16. 18-19; Hbr 10, 5-10; Łk 1, 39-45

 

Autor listu do Hebrajczyków, natchniony przez Ducha, dzieli się z nami słowami, które wypowiada Syn Boży przychodząc na świat: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę, w zwoju księgi napisano o Mnie, abym spełniał wolę Twoją, Boże”. Te słowa pochodzą z psalmu 40. W ten sposób w momencie Wcielenia możemy kontemplować całkowite i radosne posłuszeństwo Chrystusa Ojcu. W krótkim odczytanym fragmencie listu do Hebrajczyków mamy do czynienia jakby z zaproszeniem do medytacji nad słowami Chrystusa, przychodzącego na świat: „Wyżej powiedział: «Ofiary ani daru nie chciałeś i nie podobały się tobie», choć składa się je zgodnie z Prawem. Następnie powiedział: «Oto idę, aby spełnić wolę Twoją»”. Możemy w nich zauważyć przejście: od wielu ofiar, ofiar Starego Testamentu, składanych z czegoś, np. ze zwierząt ofiarnych, do jednej ofiary, ofiary Nowego Testamentu, jaką dar z siebie samego. Syn Boży, stając się człowiekiem, wyznaje: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało”. Syn Boży, stając się w pełni człowiekiem, ubogaca nas swoim ubóstwem (por. 2 Kor 8, 9). Przynosi ze sobą, a i owszem, ze sobą „prezenty”; tak można postrzegać uzdrowienia czy inne łaski, a przede wszystkim przemianę życia słuchających Jego słowa, ale przede wszystkim przynosi w darze swoje Boże-Człowieczeństwo.

Czas Świąt, które się zbliżają, w aspekcie zewnętrznym to również czas spotkań i prezentów. Może warto przywołać słowa Benedykta XVI, który ucząc o działalności charytatywnej Kościoła przypomniał, że „aby dar nie upokarzał drugiego, muszę mu dać nie tylko coś mojego, ale siebie samego, muszę być obecny w darze jako osoba”. Głębokie spotkanie z drugim, który doświadcza jakichś potrzeb czy cierpienia, jak przypomniał papież w „Deus caritas est”, „staje się w ten sposób dawaniem samego siebie” (Deus caritas est, 34). Syn Boży, stając się człowiekiem, ubogaca nas dając nam siebie samego. Doświadczamy tego w każdej Eucharystii. Dziś, komentując spotkanie Maryi i Elżbiety, ktoś zauważył: „Błogosławiony Franciszek [Maria od Krzyża Jordan], podróżujący w tyle miejsc musiał wiedzieć, że na pozór zwykłe spotkanie może naprawdę przemienić, dać nowy zapał. Zwykłe spotkanie może być prawdziwym wydarzeniem, po którym już nic nie będzie takie samo. On – czuły i otwarty na choćby jednego (por. DD II/1) – przeczuwał jak może być pięknie, gdy ludzie spotkają się jak ludzie” [https://slowozjordanem.com/2021/12/19/spotkania-ktore-zmieniaja-swiat/].

Tak, zwykłe spotkanie może być wydarzeniem, po którym nic już nie będzie takie samo! Może warto dziś wspomnieć i podziękować za zwykłe spotkania, które były jakimś pozytywnym przełomem w naszym życiu. Pomocą może nam być wspomnienie trzech spotkań pewnych osób z bł. Franciszkiem Marią od Krzyża Jordanem.

W 1882 roku Teresa von Wüllenweber w swoim dzienniku zapisała: „4 lipca po długiej wymianie korespondencji przybył tutaj z Rzymu Założyciel Apostolskiego Towarzystwa Nauczania, (…). Większa radość nie mogła mnie spotkać! – on zrobił  na mnie wrażenie pokornego, prawdziwego, gorliwego apostoła – pozostał 3 dni… moim najlepszym, jedynym życzeniem jest należeć do tego Towarzystwa coraz mocniej aż do śmierci. Kochany Boże, Tobie niech będą wieczne dzięki!”. Dla późniejszej współzałożycielki zgromadzenia salwatorianek, bł. Marii od Apostołów, przez długie lata poszukującej swojego miejsca w życiu i miejsca realizacji swojego misyjnego powołania, spotkanie z ks. Jordanem, pokornym i gorliwym apostołem było przełomowe.

Rok wcześniej, w Niemczech, a dokładnie w Donauwörth, miało miejsce pierwsze spotkanie ks. Jana Chrzciciela Jordana i ks. Bernarda Lüthena. Plany apostolskie ks. Jordana zainteresowały ks. Lüthena, ale kiedy pierwszy zachęcał drugiego do przyłączenia się do jego dzieła, ten miał odpowiedzieć, że nie czuje „żadnego powołania”. Po latach jeden z salwatorianów, ks. Pankracy Pfeiffer, dzielił się: „Jak dowiedziałem się później od samego Ojca Bonawentury, wcale nie poczuł on natychmiast sympatii do Jordana. Mieli zupełnie odmienne charaktery: Jordan wskutek wysiłków podejmowanych dla studium języków i ofiar poniesionych z powodu ubóstwa, stał się bardzo nerwowy i szybki, mimo że niezdecydowany, ten drugi zaś uosabiał refleksję, spokój i niewzruszoność. Spodobała się jednak Lüthenowi idea Jordana: zaproszony, by stanowić jej część, początkowo ją odrzucił, stwierdzając, że nie czuje się powołany, ale później, po refleksji i modlitwie, przylgnął i obiecał Jordanowi, że mógłby przyjechać do Rzymu, kiedy ten by go wezwał”. Takie zwykłe spotkanie, w którym nie tylko nie wydarzyło się nic spektakularnego, ale Jego uczestnik, ks. Lüthen, wcale „nie poczuł sympatii” do  rozmówcy; spotkanie jednak uważnie przeżyte, stało się przełomowym. Kilkanaście lat później to właśnie o uczestniku tego spotkania bł. Franciszek mówił: „U początku Towarzystwa pewien wielki człowiek o głębokiej duchowości zapytał mnie: Czy pozyskał już Ojciec jednego człowieka, który żyje całkowicie zgodnie z duchem Ojca? Odpowiedziałem: Tak, mam jednego, który jest mi całkowicie poddany. A on mi na to powiedział: Towarzystwo jest zatem gotowe. I tak było, a osoba, o którą chodziło, jest nadal wśród nas, ponieważ całkowicie się podporządkowała – jest to o. Bonawentura!” (13.01.1899).

I wreszcie, niejaki ks. Calderali wspominał: „Znałem ks. Jordana tylko z widzenia, kiedy byłem uczniem gimnazjum w Pontificio Seminario Vaticano, około 1899 roku. Miałem okazję spotykać go bardzo często, kiedy udawał się na spacer w pobliżu Bazyliki św. Piotra, między 1899 i 1907 rokiem oraz potem między 1908 i 1915 rokiem. Zawsze mnie uderzała skromność jego zachowania, co wskazywało mi na niego jako człowieka o wyjątkowej pobożności. Nigdy z nim nie rozmawiałem, tym bardziej nie wiedziałem, że był założycielem salwatorianów. Kilka lat później przypadkowo rozmawiając z jakimś o. Urbanem, salwatorianinem, który celebrował Mszę św. w Bazylice św. Piotra, dowiedziałem się właśnie od niego, że tym czcigodnym kapłanem, którego byłem zwykł spotykać prawie zawsze w tym samym miejscu i o tej samej porze, był ojciec Jordan, założyciel salwatorianów, człowiek świętego życia. Dowiedziawszy się o tym, przy okazji niemal codziennych spotkań, podziwiałem z jeszcze większą czcią tego człowieka, którego postępowanie od pierwszych chwil, gdy go zobaczyłem, mnie uderzało”. Zwykłe spotkanie. Skromny człowiek, spotkany gdzieś w kościele czy wręcz na ulicy, który jakby odsyła przechodnia ku inne rzeczywistości, tej Bożej: skromność zachowania wskazywała na człowieka o wyjątkowej pobożności.

Spotkanie z człowiekiem, który nie daje „prezentów”, ale daje siebie: bogactwem pięknego człowieczeństwa, ubranego w szatę zwyczajności, skromności (czy ubóstwa, wg 2 Kor 8, 9), ubogaca nas i przemienia nasze życie. Czuję się zaproszony, by być z tymi słowami: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało”.

PSz

#PrzedeWszystkimWdzięczność - #AdwentzJordanem2021