Uprzednio Przygotowana/przygotowany do przyjęcia darów Bożych

homilia - uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, 8 grudnia 2021
Rdz 3, 9-15.20; Ps 98, 1b-4; Ef 1, 3-6. 11-12; Łk 1, 26-38

 

[NAGRANIE HOMILII - 8 GRUDNIA 2021]

„Boże, Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy przygotowałeś swojemu Synowi godne mieszkanie…”. Modląc się tymi słowami kontemplujemy Boga, który zamierzając wykonanie pewnych dzieł, uprzednio realizuje inne dzieła, które są przygotowaniem tych późniejszych. „Na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa” zachował Maryję „od wszelkiej zmazy”, przygotowując w Niej godne mieszkanie Synowi. Nie trudno jednak zauważyć, że Ewangelia, którą dziś słyszeliśmy, nie mówi o poczęciu Maryi; ale mówi o poczęciu Jezusa. Świętujemy działanie Boga, które dokonało się w Maryi, w ukryciu, przed wiecznymi czasami, a co najmniej kilkanaście lat wcześniej, zanim w Nazarecie doszło do spotkania archanioła Gabriela z Nią, tego spotkania, o którym przed chwilą słyszeliśmy, i zanim doszło w Niej do poczęcia Jezusa, Syna Bożego i Jej Syna.

Kontemplujemy więc dziś w liturgii takie działanie Boga, które dokonało się w Maryi uprzednio, które dokonało się bez Jej zasług i bez Jej udziału. Ale ośmielę się zapytać czy możemy też zapytać o przygotowanie Maryi do przyjęcia Bożego wezwania, zwiastowanego przez archanioła Gabriela, w którym to przygotowaniu Ona - Maryja uczestniczyła, aktywnie uczestniczyła, współpracowała. W dzienniku duchowym naszego założyciela, bł. Franciszka Jordana, znajdziemy również taką notatkę zrobioną w grudniu 1878 roku (mogła ona zostać zrobiona nawet 8 grudnia): „U Boga jest tak: Gdy On chce czegoś udzielić swoim wybrańcom, to daje im wielkie pragnienie, aby przez tęsknotę i modlitwę przygotować ich na przyjęcie Jego darów (de la Puente)” (DD I/151). Ks. Jordan, wówczas trzydziestoletni neoprezbiter, który niedawno rozpoczął studia w Rzymie, zaznaczył też sobie w dzienniku, że tę myśl zaczerpnął od Luisa de la Puente SJ. Ten hiszpański jezuita zaproponował medytację na temat życia Maryi przed Wcieleniem Syna Bożego i w jednym z punktów tej medytacji, napisanej w duchu ignacjańskim, proponuje, żeby „rozważyć płomienne pragnienia, które miała Dziewica, by Bóg przyszedł na świat; które tym bardziej wzrastały, im bardziej zbliżał się czas Wcielenia. A sprawiał je w Niej Duch Święty, którego właściwością jest, że gdy chce czegoś udzielić swoim wybrańcom, to daje im wielkie pragnienie, aby przez tęsknotę i modlitwę przygotować ich na przyjęcie Jego darów”.

Nie wspominałem o tym na początku Eucharystii, ale 8 grudnia przypada rocznica założenia salwatorianów i salwatorianek (tego dnia zostało założonych więcej zgromadzeń zakonnych). Ja czytam dziś Ewangelię jako salwatorianin, uwarunkowany tym kontekstem. I jeszcze, na dodatek, czytam tę Ewangelię w roku dziękczynienia na beatyfikację naszego założyciela, bł. Franciszka Marii od Krzyża Jordana. I zadawałem sobie pytanie ponownie czytając tę znaną mi przecież Ewangelię, co mnie w niej porusza. Co mnie porusza? W zasadzie nie zauważyłem nic poza jedną rzeczą. Chodziło o reakcję Maryi na słowa pozdrowienia archanioła: „zmieszała się na te słowa”. Jedyne poruszenie było związane z tym: „zmieszała się”. Zacząłem więc szukać, jak to Jej poruszenie zostało oddane w innych przekładach. I czytam, że zdziwiła się (hiszp. „se sorprendió”), zdziwiła się bardzo (hiszp. „se sorprendió mucho”), że była zmieszana, speszona, zakłopotana czy oszołomiona, zdekoncentrowana (hiszp. „se conturbó”, „quedó desconcertada”). A ostatecznie wróciło do mnie to, że była po prostu i aż była „wewnętrznie mocno poruszona” (gr. „dietarachthe”).

Pytam się, o co w tym wszystkim chodzi? I dotarło do mnie, że to właśnie poruszenie odsyła mnie do takiego wydarzenia, które nazwałbym, oczywiście w cudzysłowie, momentem „poczęcia” Rodziny Salwatoriańskiej. Dzisiaj przeżywamy rocznicę „narodzenia”, a ten moment jest wcześniejszy (przypada nie dziewięć miesięcy, ale kilkanaście miesięcy wcześniej). O ile bowiem zgromadzenie powstało 8 grudnia 1881 roku, to wspomniany moment „poczęcia” miał miejsce latem 1880 roku, w czasie podróży wówczas młodego księdza Jordana na Bliski Wschód. Jeden ze współbraci, któremu po latach o. Jordan to opowiedział, zrelacjonował to tak: „kiedy stanął na Libanie i kiedy oczy jego błądziły po Ziemi Świętej, a przed wyobraźnią [w jego duchu] przesuwały się tak liczne [różnorodne] potrzeby religijne świata, silniej niż kiedykolwiek przyszły mu na myśl [w duszy] słowa Zbawiciela: «To jest życie wieczne: ABY ZNALI CIEBIE, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa» (J 17, 3). I powiedział sobie: 'Tak, Panie, to (które ma być założone) zgromadzenie powinno głosić Ciebie, o Boże, i Twojego Jednorodzonego Syna”. Tak „poczęli” się salwatorianie. Co ciekawe, kiedy wracał do Europy, miał przekonanie, że niezależnie, czy on wróci do Europy czy umrze, to zgromadzenie i tak powstanie, ponieważ jest wolą Bożą. Tak „się poczęli” salwatorianie!

Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, - starałem się to zaakcentować -, że tam „silniej niż kiedykolwiek” przyszły mu na myśl konkretne słowa Zbawiciela. Te słowa z Ewangelii nie poruszyły go po raz pierwszy. Ta prawda już wcześniej do niego docierała, ale tam, w górach Libanu, gdy kontemplował Słowo i kontemplował lud (używając słów papieża Franciszka z adhortacji Evangelii gaudium: „Kaznodzieja jest człowiekiem kontemplującym Słowo, a także kontemplującym lud” – EG 154), „silniej niż kiedykolwiek” przyszły mu na myśl słowa Zbawiciela: „To jest życie wieczne…”. I tam, na Libanie, powiązał przesłanie tekstu biblijnego z tym, czym ludzie żyją, albo z tym, za czym tęsknią ludzie; powiązał je z doświadczeniem potrzebującym światła Słowa (por. EG 154). To wyrażenie oddające poruszenie ks. Jordana na Libanie: „silniej niż kiedykolwiek przyszły mu na myśl słowa” wróciło w mojej pamięci w kontekście reakcji Maryi, „wewnętrznie mocno poruszonej” na słowa anioła. I zastanawiałem się, czy Maryja mogła wcześniej słyszeć te słowa…

I dlatego zadaję sobie takie pytanie, w jaki sposób Bóg przygotowywał Maryję przez lata, przez kilkanaście lat życia, do tego, aby ona w momencie zwiastowania rozpoznała to poruszenie. W jaki sposób Duch Święty przygotował bł. Franciszka Jordana na to „zwiastowanie” na Libanie? I w jaki sposób, możemy zapytać, Bóg kształtuje naszą wrażliwość przygotowując nas na takie momenty, które nazwalibyśmy „zwiastowaniem”, to znaczy takie momenty, kiedy „pocznie się” w nas słowo? Jak Bóg przygotowuje nas na takie momenty? Próbę odpowiedzi zaczerpnę z historii naszego założyciela. Krótko po święceniach kapłańskich neoprezbiter Jordan jako owoc lektury duchowej zapisał w swoim dzienniku duchowym taką myśl: „To, czego ludziom najbardziej brakuje, to poznać Boga”, zaczerpniętą z książki pewnego francuskiego biskupa, żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku.[1] Pierwszy sygnał, w jaki sposób Bóg kształtuje naszą wrażliwość… On czyni to poprzez podejmowaną przez nas lekturę duchową. To, że mamy poruszenia w czasie lektury i rozważania Pisma Świętego, zawdzięczamy temu, że wcześniej coś nas poruszyło w czasie lektury duchowej.

Po drugie, nasza wrażliwość jest kształtowana w kontekście sytuacji życiowej, która nas otacza. Johann Baptist Jordan żył w czasach Kulturkampfu, w czasach walki z Kościołem czy marginalizowania Kościoła. I on, mając jako dwadzieścia siedem, początkujący student teologii, zapisał w swoim dzienniku tchnące dojrzałością słowa: „Nie płaczcie, gdy dzieci tego świata was prześladują, lecz płaczcie dlatego, że one NIE ZNAJĄ PANA!” (DD I/3). Trudności czy prześladowania są bolesne. On ich nie bagatelizował, ale zarysował przed sobą sedno problemu: „Dzieci tego świata… nie znają Pana!”, a więc: „Dzieci tego świata… nie znają Boga, który jest Ojcem”. Sednem problemu nie jest to, że jesteśmy przez kogoś marginalizowani czy prześladowani, ale to że ci, którzy to robią, nie znają Boga, który jest Ojcem. I ta obserwacja nie była tylko obserwacją intelektualną, ale ona zrodziła w nim modlitwę, zrodziła takie oratio: „Ojcze, daj, żebym umarł dla Ciebie i tak kosztownie odkupionych dusz! Najukochańszy Ojcze, spójrz, one siedzą w cieniu śmierci i NIE ZNAJĄ CIEBIE! Panie, wybaw je, bo dla Ciebie wszystko jest możliwe!” (DD I/12 - notatka ze stycznia 1876 r.). Powtórzmy, że drugi moment, w kontekście którego nasza wrażliwość jest kształtowana, to nasze otoczenie.

I wreszcie, wrażliwość w nas Bóg kształtuje pośród zwyczajnej naszej codzienności. Młody Janek Jordan, jak ktoś zaświadczył, „uzyskał bardzo dobre rezultaty w studiach gimnazjalnych. Napotkał jedynie pewną trudność w matematyce”. To jest bardzo delikatnie nazwane, że miał pewną trudność. „Nauczyciel tego przedmiotu, który był ateistą, usiłował pozyskać go dla swych idei, doceniając jego inteligencję”. Z matematyką miał kłopoty, ale nauczyciel zauważył, że był inteligentny, więc próbował go pozyskać dla swoich idei. „Skoro jednak tego nie osiągnął, zaczął go prześladować i upokarzać nazywając go publicznie robolem, ale nie robiło to na nim wrażenia” [PP, 17]. Przypomnijmy, że młody Jordan łączył naukę z pracą, którą pozwalała mu ma utrzymanie. Czy sedno problemu potrafił nazwać już wtedy, czy dopiero potem; nie wiemy. Ale słyszeliśmy, że ten nauczyciel, jedno z dzieci tego świata, nie zna Boga - Ojca, który jest Dawcą pełni życia, i to stanowi sedno problemu, a nie to, że prześladuje tego ucznia. I tak, w konkretnych okolicznościach czasu i miejsca, na modlitwie, w lekturze duchowej, pośród spotkań z różnymi ludźmi, dojrzewała w nim „idea nowej fundacji opanowanej przez myśl: haec est vita aeterna ut cognoscant Te” [PP, 21].

Drodzy, chciałbym, żebyśmy dzisiaj zobaczyli tego Boga, który działa uprzednio. Działa uprzednio, zanim się wydarzy zwiastowanie. Uprzednio przygotowuje mnie/nas w takich okolicznościach, w jakich żyję/żyjemy, a nie gdzieś poza, na ten moment rozpoznania swojej misji. Pod koniec rekolekcji, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi, jesteśmy zaproszeni do kontemplacji Boga, który mając dalekosiężny plan odnowienia całej ludzkości uprzednio przygotowuje w nas grunt do przyjęcia Jego słowa, życiodajnego dla nas i życiodajnego dla innych, teraz i w przyszłości. A bł. Franciszek Jordan przypomina nam, - powtórzę tę myśl -, że właściwością Ducha Świętego jest, że „gdy chce czegoś udzielić swoim wybrańcom, to daje im wielkie pragnienie, aby przez tęsknotę i modlitwę przygotować ich na przyjęcie Jego darów”.

 PSz

[1] Zdanie: „Ce qui manque le plus aux hommes, c est la connaissance de Dieu”, zapisał zaznaczając, że pochodzi ono z dzieł Fenelona. To jedna z intuicji abpa Françoisa de Salignac de La Mothe - Fénelona, które go poruszyły; jeszcze kilka innych zapisał w swoim dzienniku (DD I 144-145). Abp Fénelon, metropolita Cambrai na przełomie XVII i XVIII wieku (1695-1715), pisał: „To, czego ludziom najbardziej brakuje, to poznać Boga. Wiedzą coś, jako że dużo czytali, o serii cudów i znaków opatrzności na podstawie faktów historycznych; prowadzą poważne refleksje nad zepsuciem i kruchością świata; przekonali się nawet co do pewnych zasad użytecznych dla reformy ich obyczajów w kwestii zbawienia; ale cała ta budowla pozbawiona jest fundamentu; to ciało pobożności i chrześcijaństwa nie ma duszy. Tym, co powinno ożywiać kogoś prawdziwie wierzącego, jest idea Boga, który jest wszystkim, który czyni wszystko i któremu wszystko się należy. Jest nieskończony we wszystkim: w mądrości, w mocy, w miłości. Nie powinniśmy więc być zaskoczeni, jeśli wszystko, co od Niego pochodzi, ma cechę nieskończoności i przewyższa ludzki rozum. Kiedy On coś przygotowuje i organizuje, jego myśli i drogi są, jak mówi Pismo, nad naszymi myślami i nad naszymi drogami, jak i niebo jest nad ziemią (…)” (tłum. własne).

 

Media