Nie oburza się, ale formuje niedojrzałych i „oburzonych”

homilia – 29. Niedziela Zwykła (rok B), 17 października 2021
Iz 53, 10-11; Ps 33, 4-5.18-20.22; Hbr 4, 14-16; Mk 10, 35-45

 

[nagranie homilii wygłoszonej 16 X 2021]

Klucz dla otwarcia drzwi do dzisiejszych czytań mszalnych odnajduję w słowach kolekty-modlitwy, którą modliliśmy się przed chwilą. Ta modlitwa będzie nam towarzyszyć w liturgii w najbliższym tygodniu, zwłaszcza tym, którzy modlą się Liturgią Godzin, popularnie określaną brewiarzem: „Wszechmogący, wieczny Boże, spraw, aby nasza wola była zawsze Tobie oddana…”. Zatrzymajmy się więc przy dzisiejszych czytaniach zwracając uwagę, że modlitwa może być przestrzenią formacji naszej woli. Modlitwa jest okazją do rozeznawania woli Bożej, ale również kapitalną szansą do dojrzewania naszej ludzkiej woli przez stopniowe przylgnięcie do woli Bożej. Po stworzeniu, a przed grzechem, ludzka wola zmierzała w naturalny sposób do współdziałania z wolą Bożą, ale w następstwie grzechu pierworodnego coś w człowieku pękło. Odtąd bywamy kuszeni do nieufności wobec Boga i postrzegania woli Bożej jako rzekomego zagrożenia dla naszej wolności.

W lekturze Pisma Świętego i jego rozważaniu pomaga mi czasem intuicja, że słowo Boże objawia nam najpierw Boga, a potem również prawdę o nas samych, stworzonych na obraz i podobieństwo Boże. Zacznijmy więc od listu do Hebrajczyków: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz poddanego próbie pod każdym względem podobnie jak my – z wyjątkiem grzechu”. Jezus był do nas podobny we wszystkim, z wyjątkiem grzechu. Wierzymy, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Wierzymy, że w Osobie Syna Bożego są dwie natury: Boża i ludzka. Tę prawdę wyrażamy w jednej z kolęd („Pójdźmy wszyscy do stajenki”): „Któż to słyszał takie dziwy? Tyś człowiek i Bóg prawdziwy! Ty łączysz w Boskiej Osobie dwie natury różne sobie!”. W Jezusie Chrystusie są więc dwie natury i, co za tym idzie, dwie wole: Boża i ludzka [więcej, np. KKK 475]. Twierdzenie jakoby w Chrystusie była tylko jedna wola, jest herezją (monoteletyzm). Byli tacy, którzy twierdzili, że w Chrystusie jest tylko… wola Boża, że ludzkiej woli nie ma; twierdzący tak, brutalnie rzecz ujmując, amputowali Jezusowi ludzką wolę. To fałszywe twierdzenie jakoby w Chrystusie była tylko wola Boża, a woli ludzkiej nie miał, pociąga za sobą dramatyczne konsekwencje. Gdyby bowiem Jezus nie miał woli, nie byłby prawdziwym człowiekiem.

Odwołajmy się do wydarzenia wszystkim nam znanego. W Ogrodzie Oliwnym, w kontekście zbliżającej się Męki w czasie modlitwy, ujawnia się najpierw ludzka wola Jezusa: „Zabierz ode Mnie ten kielich”, ale zaraz jesteśmy świadkami przylgnięcia przez Jezusa, człowieka, całą swoją wolą do woli Ojca. Jesteśmy świadkami „przejścia” na stronę Ojca Niebieskiego: „jednak nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Potrzebujemy spotkania z Jezusem, Synem Ojca i naszym Bratem, który swoją ludzką wolą, pośród wołania i płaczu (jak czytamy w innym miejscu listu do Hebrajczyków), przylgnął do woli Ojca. Co jest wolą Ojca? Słowo, które rozpoczynało dziś liturgię słowa, mogło wprowadzić nas w zakłopotanie. Słyszeliśmy: „Spodobało się Panu zmiażdżyć swojego Sługę cierpieniem”. Bóg przecież nie ma żadnego upodobania w śmierci ani w cierpieniu. Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła. A my wierzymy, że Bóg jest Ojcem, a to imię samo w sobie wskazuje, że przekazuje życie. Tylko ten jest ojcem, kto przekazuje życie. Kogoś, kto życie odbiera, nazywamy zabójcą. Co więc jest wolą Ojca Niebieskiego? Życie! Ów sługa Pański, który ma być zmiażdżony cierpieniem, „jeśli wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo”, a więc oddając swoje życie pośród dramatu cierpienia przekaże życie i w ten sposób „wola Pańska spełni się przez Niego”.

I teraz przejdźmy do prawdy o nas: prawdy o tym, kim jesteśmy i kim mamy się stać. Czasem zastanawiam się, czy w naszym życiu nie można zobaczyć nieco ukrytej formy wspomnianej wcześniej herezji, według której w Jezusie Chrystusie była tylko wola Boża. Być może to, co powiem, będzie nieco przesadzone, ale mogłoby się zdarzyć, że z ust rodzica w relacji do dziecka wychodzi chore zdanie: „Mnie nie obchodzi, co ty chcesz; masz zrobić to, co ja chcę”, w którym może być ukryty komunikat, że dziecko nie ma prawa czegoś chcieć. Dziecko ma wolę, choć jego wola może być niedojrzała, bo przecież jest dzieckiem. Stąd zdrowszym zdaniem byłoby: „Widzę, że chcesz, ale życiodajne i lepsze będzie dla ciebie, gdy pójdziesz w tym momencie za wolą kogoś, kto jest dojrzały”. Zadanie rodzica polegałoby tu na pociągnięciu czy przekonaniu dziecka, by wypełniło to, co rzeczywiście dla niego dobre czy najlepsze. Rozumiemy też, że również dziecko nie może terroryzować otoczenia swoją wolą (równie dramatyczna byłaby herezja, wg której Jezus miałby tylko wolę ludzką). I nasza modlitwa, rozmowa dziecka z Ojcem niebieskim czy z Jezusem, Synem Bożym, jest szansą dojrzewania nas jako osób, dojrzewania naszej woli. Jednak żeby ona dojrzewała, trzeba żeby się ujawniła.

I tu dochodzimy do Ewangelii. Żeby miała miejsce formacja woli, najpierw musi ona ujrzeć światło dzienne, musi zostać wydobyta na zewnątrz. Uczniowie Jezusa, Jakub i Jan, najstarszy i najmłodszy w gronie Dwunastu (możemy się tu odnaleźć wszyscy), ujawniają swoją wolę. „Pragniemy, [chcemy], żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”. Zwróćmy uwagę, że konstrukcja tej prośby jest odwrotnością zachęty, którą Maryja kieruje do sług w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn wam powie”. Jakub i Jan proszą: „Uczyń to, o co Cię poprosimy”, a Maryja: „Uczyńcie wszystko, o co Syn was prosi”. Prośba Jakuba i Jana jest też odwrotnością prośby z modlitwy „Ojcze nasz”. My modlimy się: „Ojcze…, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”. A synowie Zebedeusza proszą: „Jezus, bądź wola nasza jako na ziemi, tak i w niebie”. Wyobrażają sobie niebo na sposób ziemski i tę ziemską-światową mentalność próbują przenieść do nieba. Ujawnili swoją wolę: „chcemy…”, a Jezus jeszcze sprowokował ich, by nazwali konkretnie, czego chcą. Jezus, Wychowawca, „wyciąga” z Jakuba i Jana ich niedojrzałą wolę, ich światową mentalność: „Daj, abyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twojej stronie”.

Dziś porusza mnie i ujmuje, że Jezus, Pedagog, dojrzały człowiek, słysząc to, co słyszy, nie oburza się, w przeciwieństwie do dziesięciu pozostałych uczniów (zaraz do tego wrócimy). Bardzo poważnie ich traktuje i z jednej strony próbuje ocalić to, co dobre w ich pragnieniu, bo pomaga im odkryć, jaką drogą dojdą do nieba. To droga naśladowania Jezusa, droga miłości zdolnej do uniżenia i służby. Z drugiej strony stanowczo oczyszcza ich pragnienie z tego, co światowe i pomaga im po raz kolejny dokonać wyboru Jego samego: „Czy możecie pić kielich, który Ja ma pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?”. „Możemy”. „Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie i chrzest, który Ja mam przyjąć, również przyjmiecie”. A więc pójdą za Nim, pójdą Jego drogą, wybiorą tu na ziemi to, co On wybrał, choć ich ludzka niedojrzała wola podpowiadałaby coś innego.

I tu otwiera się wątek, który dziś szczególnie mnie poruszył, ale i skonfrontował. Jezus, dojrzały Wychowawca i Pedagog, nie dziwi się ani się nie oburza widząc niedojrzałość uczniów, ale odpowiedzialnie podejmuje wyzwanie formacyjne, które przed Nim stoi. Oburzają się natomiast inni: „Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli się oburzać na Jakuba i Jana”. Jest jeszcze jedna sytuacja w Ewangelii, kiedy uczniowie się oburzają: w czasie uczty w Betanii, kiedy pewna kobieta rozbija flakonik bardzo drogiego olejku i namaszcza nim głowę czy nogi Jezusa, oni oburzają się i szemrzą: „To marnotrawstwo”. W jakich sytuacjach uczniowie reagują oburzeniem? W dwóch skrajnych sytuacjach: w zetknięciu z niedojrzałością kogoś z otoczenia i w zetknięciu z hojnością, która nie mieści się im w głowie. Gdy sprawy biegną poprawnie, przeciętnie, wtedy nie są oburzeni, są jakby uśpieni. Gdy dostrzegają skrajną „nie-poprawność” (niedojrzałość kogoś z otoczenia) albo skrajną „nie-przeciętność” (hojność gestu, w którym kobieta namaszczając Jezusa daje w tym geście wszystko, co ma i całą siebie), wtedy reagują oburzeniem. Jan i Jakub, owszem, są niedojrzali, ale pozostali być może dotąd byli w większym niebezpieczeństwie. Wyglądali na poprawnych.

To przypomniało mi przestrogę bł. Franciszka Marii od Krzyża Jordana, wyniesionego beatyfikowanego w maju br. założyciela salwatorianów i salwatorianek. Zacznę od słów konfrontujących dla mnie, zakonnika: „Łatwiej jest nawrócić grzesznika żyjącego w świecie niż zakonnika, który uległ zaślepieniu…” (przemówienie z 21 czerwca 1901). Następnie przytoczę zdanie, które może być konfrontujące dla innych: „Ten, kto popełnia poważne wykroczenie, jest w lepszej sytuacji od kogoś oziębłego. Łatwiej jest nawrócić wielkiego grzesznika niż kogoś oziębłego. Oziębłość jest czymś strasznym…” (przemówienie z 18 października 1901). I wreszcie, zdanie które może nas zaskoczyć: „Zarażenie się duchem świata jest łatwiejsze w miastach katolickich niż w miastach, które charakteryzuje wyraźne przeciwieństwo, na przykład w miastach protestanckich. (…) Przeciwieństwo pobudza, z daleka rozpoznajemy to, co niesłuszne. (…) Jesteście zatem narażeni na różne niebezpieczeństwa, a są one tym większe, im słabiej je dostrzegamy. Łatwiej jest nawrócić kogoś, kto popełnił jakiś poważny błąd, niż wykorzenić ducha świata” (przemówienie z 22 marca 1901).

Jezus nie oburza się na Jana i Jakuba, ale odpowiedzialnie podejmuje wyzwanie, jakim jest ich formacja. Ich, niedojrzałych, żyjących według mentalności tego świata, formuje do przyjęcia mentalności Królestwa Bożego. Formuje ich, by myśleli i żyli, jak On, Syn Ojca. Z równą powagą traktuje „oburzonych”. Również z nimi rozmawia i kształtuje do przyjęcia mentalności ewangelicznej. Ta formacja może się dokonywać, bo jedni (niedojrzali Jan i Jakub) i drudzy (dziesięciu „oburzonych”) ujawnili swe wnętrze wobec Jezusa. Każda rozmowa z Bogiem jest przestrzenią, w której może nastąpić nasza formacja. Rozmowa, to znaczy sytuacja, gdy słuchamy Boga, a Bóg słucha nas. Gdy nie kryjemy się za pięknymi słówkami i formułami, za fasadą zewnętrznej poprawności, ale wyrażamy w rozmowie z Nim naszą rzeczywistość, wtedy „Jezus jako wychowawca przyjmuje nas takimi, jacy jesteśmy, i stopniowo prowadzi nas do Ojca” (KKK 2607).

PSz