„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga…?”

homilia – VII Niedziela zwykła (rok A), 19 lutego 2023
Kpł 19, 1-2.17-18; Ps 103, 1b-4.8.10.12-13; 1 Kor 3, 16-23; Mt 5, 38-48

W listach do Koryntian św. Paweł korzysta z różnych obrazów dla wyrażenia tajemnicy życia chrześcijanina. Mówi, na przykład, że skarb powołania przechowujemy „w naczyniach glinianych” i dodaje: „aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4, 7). Innym razem wspomina o nas jako o „uprawnej roli Bożej”, na której i dla której jedni pracują siejąc, inni podlewają, ale to Bóg daje wzrost (1 Kor 3, 6-9). Jeszcze innym razem porównuje nas do „Bożej budowli”, a siebie do budowniczego kładącego fundament, którym to fundamentem nie może być nic innego i nikt inny niż Jezus Chrystus; innych apostołów czy duszpasterzy widzi jako pomocników Boga pracujących przy tej „Bożej budowli” (1 Kor 3, 9-10). A dzisiaj z mocą przypomina nam, że jesteśmy „świątynią Boga”. To określenie pojawia się w pytaniu: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor 3, 16) i w przestrodze: „Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3, 17). Tę przestrogę warto dziś usłyszeć jako skierowaną do nas samych, którzy sami możemy niszczyć w sobie świątynię Boga, którą sami jesteśmy.

Jeśli sięgniemy do oryginału listu napisanego w języku greckim, zauważymy, że św. Paweł zwracając uwagę, że jesteśmy „świątynią”, korzysta z gr. „naos”, a nie gr. „hieron”. A to gr. „naos” wskazuje raczej na „przybytek”, czyli pewną część świątyni jerozolimskiej niż na całą świątynię. To ta część świątyni, do której wszedł podeszły w latach kapłan Zachariasz, mąż Elżbiety. Jemu „zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku [gr. „naos”] Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia” (Łk 1, 9). On wszedł, „a lud tymczasem czekał na niego i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku [gr. „naos”]. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku [gr. „naos”]…” (Łk 1, 21-22).

W kontekście śmierci Jezusa na krzyżu dowiadujemy się, że „zasłona przybytku rozdarła się przez środek” (Łk 23, 45; por. Mk 15, 38; Mt 27, 51). Ta zasłona oddzielała przybytek od reszty świątyni. Jeśli wyobrazimy sobie świątynię jerozolimską z jej dziedzińcami (idąc od zewnątrz: dziedziniec pogan, dziedziniec kobiet, dziedziniec mężczyzn i dziedziniec kapłanów), to przybytek oznaczałby tę część centralną, w której przebywa Bóg i do której ma wstęp ma jedynie kapłan w określonej sytuacji. W chwili śmierci Jezusa ta zasłona oddzielająca przybytek od reszty świątyni została rozdarta. Co jest odczytywane w sposób duchowy jako znak, że w Jezusie, Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, wszystkim został otwarty dostęp do Boga.

Skorzystajmy z tego obrazu w dniu rozpoczęcia rekolekcji; pozostali uczestnicy liturgii mogą to jakoś odnieść do doświadczenia modlitwy przeżywanej w codzienności. Jesteśmy „świątynią” Boga; jesteśmy świętą przestrzenią, w której przebywa Bóg. Ale w nas jest też taka święta przestrzeń, takie „miejsce najświętsze”, jak ów „przybytek”, w której przebywa tylko Bóg i w którą to przestrzeń wpuszczamy jedynie nielicznych. Czasem kapłana, zwłaszcza w kontekście sakramentu pokuty, albo kierownika duchowego, albo przyjaciela, a generalnie kogoś, do kogo mamy zaufanie, duże zaufanie. Nie wpuszczamy tam wszystkich ani wielu, wpuszczamy raczej nielicznych. To, symbolicznie rzecz ujmując, przestrzeń w nas „za zasłoną”: „przybytek”. A rekolekcje czy modlitwa nie są po to, by naprawiać tę zasłonę, cerować ją czy haftować. Rekolekcje są czasem, w którym każdy z nas może spotkać się z Bogiem w sobie, w tym, co najintymniejsze. Możemy spotkać się w sobie z Bogiem, by dzięki temu spotkaniu nasze życie, począwszy od jego wnętrza, zostało przemienione, tak by kiedyś po odsłonięciu zasłony, gdy wszystkie zasłony opadną, zajaśniała nasza miłość.

Trzeba zauważyć, że próba wejścia w tę bardzo intymną, najintymniejszą przestrzeń w nas, może skutkować pojawieniem się na naszej twarzy rumieńca. Dlaczego? Bo za zasłoną może być najpiękniejsza i równocześnie bardzo delikatna rzeczywistość. Bywa też, że w naszym sercu czy w sumieniu, kryjemy jakby za zasłoną, rzeczywistość trudną i bolesną. Te dwa wymiary mogą się łączyć, bo jeśli ktoś „z buciorami” wejdzie depcząc coś, co w nas najintymniejsze, to głęboko, głęboko w nas, gdzieś tam za ową zasłoną, pozostaje w nas wielka rana i wielki ból. Wchodząc w czas rekolekcji czy generalnie modlitwy możemy spotkać się z Bogiem w naszym sumieniu, które – jak uczy Sobór Watykański II – jest „najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa” (GS 16)[1]. Rekolekcyjne odosobnienie i milczenie są właśnie po to, by móc usłyszeć głos Boga, który w nas rozbrzmiewa. A Duch Święty, kiedy z wiarą do ręki bierzemy Pismo Święte, chce nas wprowadzać z jednej strony poza zasłonę liter w Świętych Pismach, abyśmy odkryli i zrozumieli słowo Boga, które do nas jest kierowane. Jednak Duch Święty prowadzi nas nie tylko poza zasłonę Świętych Pism do spotkania z ożywiającym słowem Boga, ale chce być Ożywicielem w „przybytku” naszego serca i w „świątyni” naszego życia. Duch Święty chce wejść również za zasłonę „przybytku” naszego serca czy sumienia i za bramy „świątyni” naszego życia, by tam dać Życie.

Gr. „naos” znajdziemy również w słowach Jezusa: „Zburzcie tę świątynię [gr. „naos”], a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo. Powiedzieli do Niego Żydzi: Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię (gr. „naos”), a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni? On zaś mówił o świątyni (gr. „naos”) swego ciała” (J 2, 19-21). Jezus mówił o przybytku swego ciała. On umarł dla nas i zmartwychwstał. Uczynił to gdy byliśmy jeszcze grzesznikami. I tylko Jego miłość, miłość dojrzała, miłość całkowita, miłość „do końca”, objawiona na Golgocie, jest w stanie „rozerwać” różne zasłony, za którymi ukryte są w nas lub ukrywamy coś, niekoniecznie piękne rzeczy. Tylko miłość „do końca” może sprawić, że odsłonimy się do końca. Kontemplujmy więc miłość Syna Bożego, który dla nas stał się świątynią, zburzoną i odbudowaną w ciągu trzech dni, by przywrócić piękno nam, którzy jesteśmy „świątynią Boga”. W Nim, jak powie św. Paweł w innym ze swoich listów, do Efezjan, zespalani jako budowla rośniemy na „świętą” w Panu „świątynię” (gr. „naos” – Ef 2, 21).

PSz

2023 02 18 rekolekcje ld Bogzycia bozekpustki ADORACJA 600x800

 

DFKiZ Roczna Droga Formacji 2023 2024 Miedzywodzie

 

 [1] Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 16: „(Godność sumienia). W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony [por. Rz 2, 14-16]. Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa [por. Pius XII, Orędzie radiowe o należytym urabianiu sumienia chrześcijańskiego u młodzieży, 23 marca 1952, AAS(1952), s. 271 – https://www.vatican.va/archive/aas/documents/AAS-44-1952-ocr.pdf#page=271]. Przez sumienie dziwnym sposobem staje się wiadome to prawo, które wypełnia się miłowaniem Boga i bliźniego [por. Mt 22, 37-40; Ga 5, 14]. Przez wierność sumienia chrześcijanie łączą się z resztą ludzi w poszukiwaniu prawdy i rozwiązywaniu w prawdzie tylu problemów moralnych, które narzucają się tak w życiu jednostek, jak i we współżyciu społecznym. Im bardziej więc bierze górę prawe sumienie, tym więcej osoby i grupy ludzkie unikają ślepej samowoli i starają się dostosowywać do obiektywnych norm moralności. Często jednak zdarza się, że sumienie błądzi na skutek niepokonalnej niewiedzy, ale nie traci przez to swojej godności. Nie można jednak tego powiedzieć w wypadku, gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu”.

PSz