Bóg może wszystko zrobić „natychmiast”

homilia – środa 33. tygodnia okresu zwykłego (rok II), 16 listopada 2022
Ap 4, 1-11; Ps 150, 1b-2. 3-4. 5-6a; Łk 19, 11-28

Stosowne słowo, w odpowiednim momencie, skierowane do konkretnych osób. Bóg, który zna każdego z nas, mówiąc do nas zawsze trafia w punkt, w przysłowiową „dziesiątkę”. Dysponując bezbłędną diagnozą adekwatnie odpowiada na naszą najprawdziwszą potrzebę (MV 8). Dlatego zatrzymajmy się przy kontekście, w jakim Jezus opowiada przypowieść o minach. Św. Łukasz zauważa, że „opowiedział przypowieść, ponieważ był blisko Jeruzalem, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi”. Jezus kontynuuje swoją podróż i jest „blisko” Świętego Miasta. Ewangelista zaś zwraca uwagę, że Jego szeroko rozumianemu otoczeniu wydawało się, że królestwo Boże zjawi się „zaraz” (BT), „wkrótce” (EdśwP), „wnet” (JW), „natychmiast” (BP).

Zatrzymało mnie to słowo: „zaraz, natomiast”. Co ono oznacza? Takie pytanie może kogoś zaskoczyć, ale z codziennego doświadczenia, doświadczenia relacji, wiemy, że każdy może je rozumieć inaczej. Dla jednego „natychmiast” jest synoninem słów „teraz, już”, a ktoś inny mówi „zaraz” i ono jest bliższe jakiegoś „za małą chwilę, potem, za pięć minut”, albo i „za godzinę”, jeśli nie więcej czasu. Chcę przytoczyć kilka sytuacji wziętych tylko z Ewangelii św. Łukasza, w których słyszymy, że coś dzieje się „natychmiast”. Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela, niemy przez dziewięć miesięcy, gdy tylko pisząc na tabliczce potwierdził, że jego syn ma mieć na imię Jan, „natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał” (Łk 1, 64). Teściowa Szymona Piotra. gdy Jezus rozkazał gorączce, by ją opuściła, „zaraz wstała i usługiwała im” (Łk 4, 39). Paralityk na słowo Jezusa: „natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga” (Łk 5, 25). Kobieta od dwunastu lat cierpiąca na krwotok, gdy podeszła z tyłu i dotknęła się płaszcza Jezusa, „natychmiast ustał jej upływ krwi” (Łk 8, 44.47). Córeczka Jaira zmarła, ale na słowo Jezusa: „duch jej powrócił i zaraz wstała” (Łk 8, 55). Kobieta, która od osiemnastu lat była zgięta i w żaden sposób nie potrafiła się wyprostować, gdy Jezus włożył na nią ręce, „natychmiast wyprostowała się i chwalił Boga” (Łk 13, 13). Niewidomy z Jerycha na słowo Jezusa „natychmiast przejrzał i szedł na Nim, wielbiąc Boga” (Łk 18, 43).

Ludziom, z którymi Jezus się spotyka, wydaje się, że królestwo Boże objawi się „natychmiast”. Czy to słowo w jakimś sensie nie charakteryzuje również nas i ludzi naszej epoki, oczekujących rezultatów i to natychmiast, myślących raczej o efektach niż o owocach. Zanurzeni jesteśmy w mentalności, która z trudem godzi się oczekiwać na owocowanie ziarna zasadzonego czy posianego w ziemi i chciałaby za wszelką cenę uniknąć losu ziarna obumierania w ukryciu. To mentalność, która z trudem przyjmuje logikę wierności w rzeczach małych i pedagogię zbierania ziarenka do ziarenka, cegiełki do cegiełki. O tej ostatniej łatwiej śpiewać z dziećmi niż według niej żyć. Fascynacja liczbami i tłumami cechuje nie tylko jakiś świat, ale i nas, ludzi Kościoła, a ulegając jej trudno podjąć długotrwałą pracę z pojedynczymi osobami. Jak trudno przyjąć logikę ziarna, które musi zostać wrzucone w ciemności ziemi, w ukryciu obumrzeć, żeby kiedyś wydać owoce.

Bibliści przypuszczają, że opowiadając o człowieku szlachetnego rodu, który wyjeżdża, by zdobyć godność królewską i wrócić, Jezus nawiązywał do wydarzeń historycznych. Herod Wielki przed swoją śmiercią podzielił Palestynę między trzech synów, ale ten podział musiał zostać zatwierdzony przez cesarza, bo kraj był pod rzymską okupacją. Synowie Heroda Wielkiego udali się więc do Rzymu. Ale Żydzi z Judei nie chcieli, by rządził nimi słynący z okrucieństwa Archelaos, a poselstwo wysłane przez nich do cesarza nie odniosło skutku. Archelaos został ustanowiony zarządcą Judei, choć nie mógł używać tytułu króla, dopóki nie udowodni cesarzowi, że na taki tytuł zasługuje. Judejczycy nie chcieli takiego króla. Ale paradoksalnie, podczas procesu Jezusa, zawołają: „Poza Cezarem nie mamy króla” (J 19, 15). I wcześniej Jezusa na osiołku wjeżdżącego do Jerozolimy wołali okrzykami: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie” (Łk 19, 38), to później nad Jego głową na krzyżu zawieszą tabliczkę z tytułem winy: „To jest Król żydowski” (Łk 23, 38).

Jakiego więc królestwa oczekiwali „natychmiast”? Odpowiemy, że Bożego, ale jak je sobie wyobrażali? Jaki obraz króla nosili w sercu? Przywołajmy słowa trzeciego sługi z przypowieści: „Lękałem się ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: bierzesz, czego nie położyłeś, i żniesz, czego nie posiałeś” (Łk 19, 21). To ważne, ponieważ trzeci sługa minę, którą otrzyma, ukryje w chustce; nie zatroszczy się o rozwój daru, który mu powierzono, bo będzie się bał, bo będzie miał przekonanie, że jego pan zabiera, tylko zabiera… Ktoś powie, Jezus jest innym Królem. Owszem, jest Królem dobrym, które daje, tylko daje… Ale czy trudno jest przyjąć tylko króla okrutnego? Czy łatwo jest przyjąć Jezusa – Króla nie z tego świata, króla mocnego, ale łagodnego? Czasem można odnieść wrażenie, że na siłę chcemy włożyć na głowę Jezusa koronę, najlepiej potrójną, jakby zapominając, że jedyną koroną, którą nosił, była ta cierniowa. Te usiłowania włożenia tiary na głowę Jezusa czasem mogą sygnalizować, jakby potrzebny był nam obraz Boga, który wreszcie przekona cały świat (by nie powiedzieć „przytłoczy” cały świat) swoim autorytetem. Jak trudno jest przyjąć Boga, który będąc Bogiem, staje się człowiekiem i umiera na krzyżu, który jest narzędziem kaźni dla niewolników.

Bóg, owszem, ma władzę, aby „natychmiast” uczynić swoje królestwo. Cuda dokonywane przez Jezusa o tym świadczą (niektóre z nich przytoczyłem przed chwilą). Ale Bóg, który jest Miłością, wie najlepiej, że serc nie zdobywa się spektakularnym „natychmiast”. Bóg jest Miłością, zdobywa serca uniżając się, dla ratowania człowieka umarłego potrafi zejść do grobu i aż do Szeolu, do każdego grobu i do każdej otchłani. Bóg mógłby wszystko „natychmiast”, ale aby zrealizować plany swojej Opatrzności, posługuje się czasem. Tę intuicję z jednego z żywotów św. Franciszka Salezego zapisał w swoim dzienniku bł. Franciszek Jordan mając 52 lata: „Bóg posługuje się czasem, aby zrealizować zamysły swojej Opatrzności. Módlcie się, milczcie, bądźcie cierpliwi, a wszystko obróci się na dobre, gdy nadejdzie chwila przewidziana w zamyśle Bożym” (DD II/22).

Wybrzmiewa ona w takich oto okolicznościach. Na terenie diecezji, której biskupem był Franciszek Salezy, znajdowało się opactwo św. Katarzyny, zamieszkane przez siostry zakonne z zakonu św. Bernarda, które jednak, w połowie zeświecczone, stanowiły przyczynę zmartwień i trosk biskupa. Ponieważ siostry nie służyły Bogu tak, jak powinny, postanowił spróbować obudzić w nich bardziej zakonnego ducha. W tym celu często odwiedzał ich klasztor i wskazywał im dobitnie, a jednocześnie łagodnie, ich obowiązki. Jego interwencje i napomnienia przyniosły tylko połowiczny skutek: zrobiły wrażenie na pięciu z nich. Niestety, opatka z czterema innymi siostrami zdecydowanie sprzeciwiała się jakiejkolwiek zmianie. Biskup Genewy nie mógł podjąć bardziej zdecydowanych kroków bez zgody czynników zewnętrznych, m.in. Stolicy Apostolskiej i Trybunału w Turynie, a takowej nie otrzymywał, mimo że napisał w tym celu wiele listów. Pięć zakonnic o dobrym nastawieniu, które pragnęły reformy, niecierpliwiło się tą sytuacją i naciskało na biskupa, aby nie czekał dłużej, ale sam zabrał się do pracy. Ten odpowiedział, że powinny złagodzić tę nadmierną gorliwość i być cierpliwe. „Sprawa nie może zostać rozstrzygnięta w jeden dzień, mówił; módlcie się, milczcie, bądźcie cierpliwe, a wszystko obróci się na dobre, gdy nadejdzie chwila przewidziana w zamyśle Bożym; ale przede wszystkim bądźcie łagodne i pokornego serca. (…) Bóg posługuje się czasem, aby zrealizować zamysły swojej Opatrzności”, pisał później do siostry przełożonej bernardynek reformowanych.[1]

Kiedy rano czytałem fragment Ewangelii, którą czytaliśmy w liturgii, czułem się zaproszony do zatrzymania się przy zdaniu wskazującym na kontekst, w jakim Jezus opowiedział przypowieść o minach. Miałem przeczucie, że może ono być kluczem do zrozumienia tej przypowieści. Pod wieczór mam przeczucie, czemu miało służyć takie poruszenie, ale żeby to odkryć potrzebuję więcej czasu. Tak, Bóg mógłby „natychmiast” wszystko mi i nam objawić, ale posługuje się czasem. Ufajmy, że owoce przyjdą w odpowiednim czasie.

 PSz

2022 09 26 rekolekcje kaplanskie bibliodrama Lazarzu wyjdz 2serie 800x450

 
Pastores 96 okladka

 

[1] zob. Piotr Szyrszeń SDS, Opatrzność Boża stworzyła mnie, Zeszyty Formacji Duchowej 91/2021, s. 76-78.