Mamy dokoła siebie mnóstwo świadków

homilia – XX Niedziela Zwykła (rok C), 14 sierpnia 2022
Jr 38, 4-6. 8-10; Ps 40, 2-3. 4. 18; Hbr 12, 1-4; Łk 12, 49-53

„Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12, 1-2a). Tę zachętę z listu do Hebrajczyków usłyszeliśmy przed chwilą w liturgii. Kogo ma na myśli autor listu do Hebrajczyków mówiąc o „takim mnóstwie świadków”, których mamy dokoła siebie? Wspomina przodków, ludzi wiary, którzy dali się prowadzić słowu Boga. W rozdziale jedenastym listu, który bezpośrednio poprzedza fragment, którego wysłuchaliśmy, niektórych z nich wymienia z imienia. To Abel, Henoch, Abraham, Sara, Izaak, Jakub, Józef, Mojżesz, Gedeon, Barak, Samson, Jefte, Dawid, Samuel i inni. Postawą wspólną im wszystkim była głęboka wiara. Jak refren, w odniesieniu do nich, powtarza się sformułowanie: „dzięki wierze” czy „przez wiarę” (Hbr 11, 4.5.7.8.911.13.17.20.21.22.23.24.27.28.19.30.31.33). Oni „dzięki wiarze… dokonali czynów sprawiedliwych” (Hbr 11, 33). Możemy powiedzieć, że autor listu przywołuje świętych Starego Testamentu („Patriarchowie i prorocy oraz inne postacie Starego Testamentu byli i zawsze będą czczeni jako święci we wszystkich tradycjach liturgicznych Kościoła” – KKK 68). Te słowa listu mają szczególny wydźwięk w naszej kaplicy w Międzywodziu, gdzie w znaku relikwii towarzyszy nam wielu świętych i błogosławionych, wśród których od wczoraj są również relikwie beatyfikowanego w ubiegłym roku założyciela naszej wspólnoty zakonnej, bł. Franciszka Marii od Krzyża Jordana.

Te słowa z listu do Hebrajczyków wywołały z mojej pamięci pewną historię. Kilka czy kilkanaście lat temu przeżywałem swoje rekolekcje w jednym z domów rekolekcyjnych w Częstochowie. Były to rekolekcje w pełnym milczeniu z towarzyszeniem. I zasadą było, że nie opuszczało się w czasie rekolekcji posesji, na której był zbudowany ten dom rekolekcyjny. Jeśli ktoś z rekolektantów zamierzał uczestniczyć w Apelu Jasnogórskim, proszono, by uczynił to przed lub po rekolekcjach. Przezywałem je na przełomie października i listopada. I przyszła mi myśl, że skoro 2 listopada we wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych każdy ksiądz może odprawić trzy Msze święte (w określonej intencji, w intencjach Ojca Świętego i w intencji wiernych zmarłych), to chciałbym je odprawić. W domu, w którym byłem, były zaplanowane dwie Msze święte, rano i wieczorem, więc przyszła mi myśl, że może poszedłbym w ciągu dnia na Jasną Górę, by tam odprawić tę trzecią. Podzieliłem się tą myślą z osobą, która towarzyszyła mi w tych ćwiczeniach rekolekcyjnych, a ta ku mojemu zaskoczeniu (byłem niemal przekonany, że się nie zgodzi) pozwoliła mi pójść. I wtedy dotarło do mnie, że to wyjście może być trudne i rozpraszające. Starałem się „przemknąć” ulicami, a i na Jasnej Górze w oczekiwaniu szukałem „spokojniejszego” miejsca. I odkryłem kaplicę, - później się dowiedziałem, że jest ona otwarta tylko w dwa dni roku, to znaczy 1-2 listopada -, kaplicę, gdzie przez wieki zgromadzono wiele relikwii świętych i błogosławionych. Klęcząc w tej kaplicy, mając wokół siebie relikwie, mogłem przeżyć te słowa: „mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków”. I wtedy do mnie dotarło, że święci, którzy mnie i nas otaczają, nie są jak kibice biernie oglądający nasze zmagania, którzy, gdy nam coś wychodzi poklaszczą, a gdy nie wychodzi – wygwizdają, ale są naszymi gorliwymi orędownikami. Przeszli przed nami tę drogę i teraz wspierają nas w naszym zmaganiu. Sobór Watykański II uczy, - te słowa możemy też znaleźć w katechizmie -, że „ponieważ mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości… nieustannie wstawiają się za nas u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa, zdobyli na ziemi… Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą” (LG 49; KKK 956). Jeszcze mocniej pomagają nam z perspektywy nieba niż czynili to na ziemi. Święty Dominik, dla przykładu, umierając miał pocieszać swoich braci: „Nie płaczcie, będziecie mieli ze mnie większy pożytek i będę wam skuteczniej pomagał niż za życia”.[1] Jeszcze dalej poszła św. Teresa od Dzieciątka Jezus, zwaną małą Tereską: „Przejdę do mojego nieba, by czynić dobrze na ziemi”[2] i „będę kradła… dużo rzeczy w Niebie zniknie, bo je wam przyniosę… Będę małą złodziejką, będę brała wszystko, co mi się będzie podobało”.[3] Oczywiście, święci nie mogą dać nic poza tym, czego chce nam z całego serca udzielić kochający nas Bóg, ale warto odwołać się do wstawiennictwa tych Jego dzieci, które są z Nim zjednoczone w sposobie widzenia i myślenia.

Zachętę z listu do Hebrajczyków: „biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach”, dziś w czasie liturgii słyszymy jako skierowaną do nas. Przeczuwamy, że autor natchniony nie zachęca tu do aktywności sportowej, ale korzysta z obrazu ze świata sportu, by nas zmobilizować. Zwłaszcza, gdy odwołamy się do oryginalnego tekstu listu, do języka greckiego, ten obraz nabiera powagi i mocnej wymowy. Tam, gdzie my słyszymy słowo: „zawody”, autor użył greckiego słowa „agona” (bój, walka, zmaganie), które może w nas budzić skojarzenia z podobnym słowem greckim i polskim: „agonia”. One oba odsyłają do takiej walki odbywającej się na stadionie, w której zwyciężający ją atleta żył, a przegrywający umierał. Chodzi o zmaganie, odbywające się na stadionie, ale o zmaganie na śmierć i życie. Równocześnie towarzysząc umierającym, zauważono toczące się w kontekście umierania zmaganie, zmaganie konającego w wymiarze fizycznym, by jeszcze chwycić powietrze albo zmaganie w perspektywie duchowej, żeby uchwycić się Miłosiernego, żeby oprzeć swoje stopy na Skale, jaką jest Miłosierny. Dlatego zachęta, której słucham w dzisiejszym czytaniu mszalnym: „biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach”, i którą rozważam, brzmi we mnie wołaniem: „Potraktuj życie z należną mu powagą! Potraktuj życie i podejmowane decyzje poważnie!”. Autor natchniony zachęca nas, byśmy podjęli to zmaganie „zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi”. Tę radę słyszymy w okresie wakacyjnym, kiedy naszym pragnieniem jest, by odpocząć. Zapytajmy więc, co nas w życiu męczy najbardziej. Zdarza się, że długo, a nawet bardzo długo, nosimy w sercu gigantyczny ciężar, jakim jest grzech. Zrzućmy go w konfesjonale! I na koniec, autor listu do Hebrajczyków, poleca, byśmy patrzyli na Jezusa i stwierdza: „jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi walcząc przeciw grzechowi”. To słowo, które konfrontuje. Bo, zapytajmy, co dzieje się w nas, gdy doświadczamy pokusy? Opieramy się? Opieramy się długo? A może ulegamy jej i wchodzimy w grzech z taką łatwością, jak nóż wchodzi w masło dawno już wyciągnięte z lodówki. Widząc tę naszą bezsilność może warto, byśmy odwołali się do orędownictwa świętych, może szczególnie męczenników. Oni coś wiedzą o naszym zmaganiu, bo opierali się grzechowi i wytrwali w wierze i w miłości, aż do przelewu krwi i chętnie wspomogą nas w naszym zmaganiu.

PSz

=== === === === ===

o

Bł. Franciszek Jordan w czasie rekolekcji przed swoimi święceniami kapłańskimi mobilizował siebie pisząc w dzienniku duchowym: „Czytaj możliwie codziennie żywoty świętych, zwłaszcza świętych kapłanów i w ogóle świętych mężczyzn” (DD I/136). W początkach kapłaństwa przypominał sobie: „Żyj tylko w serdecznym zjednoczeniu z Bogiem i rozmyślaj często o przykładzie świętych!” (DD/151*). Doświadczenie życia prowadziło go do wniosku, że „przedstawienie nauki chrześcijańskiej na przykładach życia świętych i innych wielkich sług Bożych oraz opatrzenie ich w dobre ilustracje znacznie przyczyniłoby się do pouczenia i poprawy ludzi” (DD I/174). A pod koniec życia pisał: „O, gdyby jednak poznano, jak wielka siła leży w czytaniu duchowym, szczególnie w lekturze żywotów świętych!” (DD II/49; notatka z 8 marca 1903). Dlaczego? Podpowiada nam to doświadczenie np. św. Ignacego Loyoli, który pytał siebie, „co by to było, gdybym zrobił to, co św. Franciszek? Co by to było, gdybym zrobił to, co św. św. Dominik?” (jak śpiewa Marcin Styczeń). W rzeczywistości św. Ignacy, jak wyznaje w Autobiografii, mówił sam do siebie: „Św. Dominik zrobił to, więc i ja muszę to zrobić. Św. Franciszek zrobił to, więc i ja muszę to zrobić”[4]. Niech przykład wiary świętych i błogosławionych oraz ich wstawiennictwo pomaga nam biegnąć wytrwale w wyznaczonych nam zawodach patrząc na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala (por. Hbr 12, 1b-2a). Abyśmy „każdy na właściwej sobie drodze” (LG 11, GeE 10), dojrzewali do doskonałej miłości, do świętości. Nie marnujmy sił, przed czym przestrzegał nas papież Franciszek, by kopiować życie świętych, ale niech ich przykład pobudza i motywuje nas do tego, by każdy na specyficznej drodze, którą przygotował dla nas Pan, wydobył z siebie i rozwinął to, co najbardziej osobistego Bóg w nim umieścił (GeE 10).

 

[1] Zob. KKK 956; Jordan z Saksonii, Libellus de principiis Ordinis praedicatorum, 93.

[2] Zob. KKK 956; Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba.

[3] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy. Rękopisy autobiograficzne „A”, „B”, „C”. Rady i wspomnienia. Ostatnie rozmowy. Wybór listów, poezji, modlitw, Kraków 1996, S. 300

[4] Św. Ignacy Loyola, Opowieść pielgrzyma. Autobiografia, Kraków 2002, s. 34.